Albo buduaru luksusowej wszetecznicy o poranku.
- Ja pierdzielę - rzekła Evangeline z uczuciem. - Moja głowa - dodała chwilę później, czemu pełnym irytacji pomrukiem zawtórowała najwyraźniej leżąca nieopodal Charlotte.
- I masz cygańską magię, cholera jasna...
Angie błyskawicznie odzyskała jasność umysłu. Otworzyła oczy i napotkała błyszczące w ciemności spojrzenie muchomora.
- Szabadabada twoja mać, niech ja ją tylko dorwę, to trzy dni do tyłu będzie biegać, zaraza - brzmiał dalej złowróżbny głos Charlie. - Chyba wypadło mi z dwadzieścia dysków. A jak tam u ciebie?
- W sumie to nie wiem - Angie w osłupieniu wpatrywała się we wpatrujący się w nią grzyb. Grzyb mrugnął do niej porozumiewawczo. Ten sygnał okazał się wystarczającym bodźcem do poderwania brunetki do pionu; od razu stanęła na nogi z gracją godną najlepszej akrobatki i zobaczyła, że nic nie widzi. Mimo to podjęła paniczną próbę rozejrzenia się po okolicy w poszukiwaniu rzeczy, która zdołałaby jej przywrócić względną równowagę psychiczną i odetchnęła z ulgą, ujrzawszy swojego laptopa leżącego w zasięgu ręki. Zasięgnęła go więc, spojrzała na rozświetlony ekran i popadła w stupor.
- Charlie - wychrypiała. - Gdzie jesteś?
- Nie wiem, ciemno. Ale chyba na kanapie. Czekaj, bo coś na mnie leży...
Rozległ się odgłos uderzenia bezwładnego ciała o podłogę, a następnie stłumiony jęk.
- Aha, to chyba była Mary - skonstatowała Charlotte, przemieściwszy się po omacku do lśniącego w mroku komputera. - O cholera - dorzuciła, ujrzawszy źródło stuporu koleżanki. Przez chwilę trwały w milczeniu, zakłócanym jedynie cichymi pojękiwaniami leżącego pod kanapą rudzielca.
- To my, nie? - zapytała w końcu Evangeline.
- Na to wygląda - mruknęła Charlie, wpatrując się w ekran z żywym zainteresowaniem.
- A... pamiętasz coś z tego?
- Nic a nic.
- Aha.