Sims 4 - Legacy Challenge - Pokolenie #2 - Lucy i Malcolm się pobierają, a Alice doczekuje dziedzica!

23:17


Witam w kolejnym odcinku epickiej opowieści o fascynujących dziejach rodu Astronomo(no)vów! Dzisiejszy simsodziałek rozpoczyna Malcolm, który niestrudzenie poszukuje sensu życia.

- Hm, nie widzę.

Nic nie szkodzi Malcolm, najwyraźniej sens życia jest jeszcze mniejszy i trudniejszy do znalezienia niż okrężnica jednokomórkowca. Lepiej zajmij się łazienką, bo kran znów zaczął cieknąć. No i jak już tam będziesz, to możesz posprzątać...


- Zamieszkaj z kobietą, mówili. Będzie fajnie, mówili.

To co, niby taki Aleksander ma lepiej, nie mogąc mieszkać z kobietą swojego życia?


- Chcesz zobaczyć gwiazdy? ( ͡° ͜ʖ ͡°)


- Ou jes.

Ale to o niczym nie świadczy!


- Fakt, że ja i Aleksander teraz przy okazji każdej jego wizyty robimy sobie maratony puci, o niczym nie świadczy!
- Ale na przykład ja i Lucy nie robimy maratonów, bo przyzwyczailiśmy się już do siebie, i to tak bardzo, że możemy takie intymne kwestie na luzie omawiać przy śniadaniu.
- Potwierdzam, nawet mnie nie zemdliło.
- Te maratony tylko wydają się takie wspaniałe, a tak naprawdę to desperacka próba rekompensowania sobie braku takiej powszedniej, codziennej bliskości.
- ... Och.

Malcolm zrozumiał i docenił.



- Jakie to szczęście, że my nie mamy braku takiej powszedniej, codziennej bliskości!


- To w sumie, może wyjdziesz za mnie?
- O tak!


- Tak się cieszę! W końcu dostanę ładne domyślne ubranie!
- Czekaj, że co?
- Bo do pracy mam brzydkie, a do ślubu domyślna jest zawsze jakaś piękna suknia!
- Ale to jest twoja jedyna motywacja?!

Oj tam, ważne że w ogóle się cieszy...


- A więc w końcu dostaniesz ładne domyślne ubranie!
- Tak, już nie mogę się doczekać!

... i nieważne, co dokładnie ją cieszy. :D

Przygotowania do wesela ruszyły z kopyta, bo akurat wszyscy domownicy mieli weekend wolny od pracy, a taka synchronizacja zdarza się rzadko. Ogród został więc błyskawicznie przystosowany na potrzeby uroczystości, a Alice błyskawicznie ukręciła tort - i już można było zaczynać.


- Też masz takie dziwne wrażenie, że się na nas patrzą?
- Kto?
- Nie wiem, jakby... wszyscy.



- Ale tu prawie nikogo nie ma, skarbie.
- Hm, rzeczywiście.

Goście schodzili się pod łuk weselny bardzo powoli, bo mieli drewniane nogi.

A jeśli chodzi o wyczekiwane ładne domyślne ubranie dla panny młodej, to... Lucy go nie dostała. Poważnie. Kiedy wydałam im polecenie wzięcia ślubu pod łukiem, miałam nadzieję, że przebiorą się, zanim je wykonają - ale oni dziarsko zaczęli brać ślub w swoich codziennych ciuszkach. Anulowałam więc proces i musiałam ich ręcznie przebrać w stroje oficjalne, które były trochę mało ślubne, ale przynajmniej ładne. Ach, czym byłaby gra w Simsy bez bugów!

Jednakowoż, mimo braku sukni ślubnej z prawdziwego zdarzenia, Lucy wyglądała na szczęśliwą. Chyba więc nie chodziło jej tylko o ładne domyślne ubranie.



- Wiesz, że nie chodziło mi tylko o ładne domyślne ubranie.
- Wiem.
- Jedziemy z tym koksem?
- No, teraz już patrzą chyba wszyscy.


- E tam, nie przejmuj się.


I tak Lucy i Malcolm ogłosili się mężem i żoną!


- Gratulacje! Teraz spłynie na was łaska Boskiej Scenarzystki Naszego Żywota, która będzie za waszym pośrednictwem robić rzeczy, których z powodu Imperatywu Wyzwaniowego nie może robić ze mną!
- Zaraz, co?
- Nie przejmuj się, Alice tylko tak żartuje.

Tak... tylko żartuje...

Nina nie była optymistycznie nastawiona do poczynań swojej młodszej córki.


- Nie wiem, z czego się cieszycie, małżeństwo to tylko ból, cierpienie i niewdzięczność za urodzenie pięciorga dzieci!
- Wybacz mamo, pieśń naszych serc zagłusza twoją negatywną wypowiedź.

Tak Nino, ić stond. A w ogóle to co ty tu robisz z tą lamią grypą, przecież to jest choroba zakaźna! D:

Zmierzch zapadł szybko, ale gościom nie przeszkadzało to w zabawie (chociaż wyjątkowo nie korzystali z basenu).


- Ależ promiennie pan dziś wygląda!
- Ja? Naprawdę?
- Zechce pan się przedstawić?
- Antoni Gruszka, droga pani, do usług.


- Bardzo mi przyjemnie!
- Mnie równie-EEEEE!

Cóż, dzień ślubu był jednocześnie ostatnim dniem tygodnia, w którym Alice nie zrobiła jeszcze wyzwaniowego psikusa, więc nie mogła nie skorzystać z takiej okazji.

Tymczasem Lucy wcieliła się w rolę stereotypowej żony i zaczęła biegać z garami.


Malcolm zaś szybko wcielił się w rolę stereotypowego męża.


- To co, meczyk?
- A kto gra?
- A czy to ważne? Meczyk!

W tym samym czasie inni panowie pogrążali się w smutku, stojąc nad nagrobkiem byłego gospodarza domu - nie ma na to bardziej odpowiedniego momentu, niż wesele jego córki! Znaczy, rozumiem, że świeżo upieczony teść Lucy mógł chcieć uczcić pamięć teścia Malcolma, ale Aleksander czynił to już któryś raz z kolei, ile można.


Mini-spoiler: później okazało się, że jeszcze częściej czyni to Malcolm, który poświęca na stanie nad grobem każdą wolną chwilkę. Interakcja, jaką najczęściej wybiera z własnej woli, to opłakiwanie Mandarka, i muszę ciągle wynajdywać mu jakieś zajęcia, żeby się przestał nieustannie emować.

Apropos umierania - Jenny... ciągle żyje. :D


I ma się świetnie! To na pewno zasługa jej zdrowego stylu życia. 

Nie wiem natomiast, jak wyjaśnić fenomen Katriny. Dobra, można mieć jakieś specjalne geny, minimalnie spowalniające procesy starzenia; ale to już chyba szczególny przypadek, w którym kwas żołądkowy został zastąpiony kwasem hialuronowym, a w żyłach płynie czysty kolagen.


- Wszystkiego najlepszego wnusiu, i obyście zawsze byli piękni i młodzi, jak ja.

Pani Landgraab też złożyła synowi życzenia.


- Winszuję, Malcolmie. To kiedy masz zamiar zburzyć tę ruderę i wybudować porządny dom?
- Nie mam takiego zamiaru, matko, ponieważ ten dom należy do Alice.


- Ach tak, widzę. To w takim razie, kiedy zamierzacie się stąd wyprowadzić i zacząć żyć jak ludzie?
- Nie zamierzamy, matko, będziemy mieszkać tutaj. Może zrobimy mały remont, żeby pomieścić pokoje dla przyszłych dzieci.


- Co. 
- Mamuś, nie denerwuj się.
Mój syn, w takich warunkach.
- Mamuś, przestań.
- Mój syn, marnujący się wśród plebsu.
- Podać ci wody?
- Podaj mi whisky.

Tymczasem Aleksander ciągle sterczał nad grobem Mandarka.


- Nie chciałbyś przenieść się w jakieś ładniejsze miejsce?
- Co? Ale jakie?
- Z widokiem na gwiazdy.
- ... Ooo. Tak, poproszę.

Gołąbeczki ulotniły się i dyskretnie zaszyły w kąciku, ale emocjonalność ich... konwersacji... obudziła umarłego.


- Mam jakieś dziwne przeczucie, że ktoś narusza honor rodziny.
- O, tata w końcu wstał!

Mandark zechciał wziąć udział w końcówce wesela i poznać bliżej swego nowego zięcia. Goście z zapartym tchem słuchali jego niesamowitych opowieści z zaświatów.


- ...i kiedy tak główkowaliśmy z Dionizosem, jak skombinować więcej wina, nagle wpada Jezus i woła: "Wody! Dajcie wody!". No to się ucieszyliśmy, że nam Jezus narobi wina, a ten krzyczy: "Nie, Thor przygrzmocił Buddzie, Budda się wkurzył i teraz cała oaza spokoju się pali!"

Tymczasem państwo Landgraab w trakcie przyjęcia niepostrzeżenie stali się emerytami. Ażeby uczcić ten fakt, poszli się obściskiwać w sypialni pary młodej.


- Omnomnomnom.
- Eee... przepraszam?

Była żona nowej gwiazdy tej imprezy poszła o krok dalej i władowała się młodym do łóżka, no bo czemu nie.


W końcu jednak, ku niewymownej uldze gospodarzy, goście zaczęli się żegnać i rozchodzić do domów.


- To było wspaniałe wesele, córciu, życzę wam jak najlepiej.
- Dzięki, tatku. A najlepiej byłoby, gdybyś też już poszedł.
- Co? Ale czemu?
- Jakby ci to powiedzieć... teraz nastąpi ta część przyjęcia, która odbywa się bez udziału gości.
- A... aaa! Już mnie tu nie ma!

I Mandark zmył się... żeby pozmywać.



Nie wszyscy jednak mieli tyle taktu i chęci do opuszczenia lokalu.


- Hehehe, som seksy xD

Jako emerytka powinna chyba raczej powiedzieć coś w stylu "Jaka ta młodzież wygodnicka, za moich czasów można było robić seksy w stogach siana!" No bo w Sims 4 nie ma jeszcze stogów siana.

Życie rodzinki spokojnie toczyło się dalej. Choć Malcolm zaczął trochę się przepracowywać.


Co prawda osiągnął już ten etap kariery, że potrafi wykonywać badania przy pomocy takiego zaawansowanego sprzętu, na przykład do prześwietleń (ku przerażeniu pacjentów)...


...ale za to trochę nie dosypia.

Alice natomiast dokonała niesamowitego odkrycia.


- Siostra, mam niusa!
- Czekaj, czekaj, niech zgadnę...


- Napisałaś książkę, która sprawiła, że wszyscy ludzie na świecie uświadomili sobie, że "Pisiont groszy Greya" to gówno?
- Nawet lepiej.
- Lepiej? Nie żartuj, co mogłoby być od tego lepsze?


- Bycie w ciąży?
- Och, ty!


- Gratulacje! Będziesz najlepszą mamusią, jaką można mieć!


- Nie bądź taka skromna, też mogłabyś już tego spróbować!
- Ale... co?!

Tak, proszę państwa - dziedzic jest w drodze! A fakt ten istotnie zainspirował jego przyszłe wujowstwo.



- No i kiedy Alice powiedziała, że jest w ciąży, i że ja w sumie też bym tak mogła, to poczułam w sobie takie dziwne uczucie, że przecież ja w sumie też bym tak mogła, i w sumie nic nas teraz nie ogranicza, mamy duży dom i zarabiamy całkiem spoko, a ja mogłabym bez problemu pracować w domu, i w sumie moglibyśmy spróbować czegoś takiego, dlatego chciałam się ciebie zapytać...


- Zrobimy sobie dziecko?
- O! Ale tak teraz?
- No, w sumie może być nawet teraz.
- Jeszcze pytasz?!


- Tylko wiesz, zajście w ciążę to nie jest kwestia minut, czasem trzeba się długo starać i powtarzać proces wielokrotnie, mam nadzieję, że jesteś na to gotowa?
- A to chodź, zobaczymy.

A kiedy już zobaczyli...


- Myślę, że powinniśmy to powtórzyć, dla pewności. I jeszcze jutro. I właściwie każdego wieczoru, żeby zwiększyć szanse. Zaufaj mi, jestem lekarzem.
- No spoko, ale poczekaj chwilkę, tylko się odświeżę.

Oczekującemu na powrót żony Malcolmowi przez chwilę wydawało się, że słyszy fajerwerki, ale odrzucił tę myśl, kwalifikując ją do kategorii złudzeń akustycznych. No bo skąd niby w domu fajerwerki?


- Juhuu! Zadziałało!


- Kochanie, jestem w ciąży!
- Ale... jesteś pewna? Może spróbujemy jeszcze raz, no wiesz, dla pewności?
- Nie no, po co, miałam fajerwerki na kibelku, więc to na pewno ciąża! Nie będziemy chyba tracić czasu na poprawianie czegoś, co zostało zrobione dobrze?
- :C

I tak w rodzinnym domu Astronomo(no)vów zamieszkały dwie ciężarne kobiety. Nie przerwały jednak swoich zajęć zawodowych - Lucy dalej malowała.


- Ciekawe, czy dojdę do takiego momentu, że będę brzuchem ścierać farbę z płótna?

Alice zaś rozpoczęła cykl książek fantasy, upamiętniających nieodżałowanego wujaszka Stefana.


Część pierwsza serii - Stefan Koń i Kamień Nerkowy - sprzedała się w milionie egzemplarzy, i to jeszcze w pre-orderze. W przygotowaniu jest już kolejna: Stefan Koń i Komnata Tendencji.

Rodzinkę odwiedził Brian.


- Hejka, co tam?
- Całkiem sporo!


- Jestem w ciąży!
- I ja też!
- No nie gadajcie!


- Kasandra też jest w ciąży!
- Ojej, wszyscy w rodzinie się rozmnażają.
- To doprawdy imponujące.

 Wygląda na to, że mamy tu jakieś lokalne baby boom.

A Malcolm dalej się przepracowuje.


- Jak się pani czuje?
- Bardzo dobrze.
- Bardzo niedobrze. To badanie wysiłkowe, powinna się pani wysilać. Podniosę pani poprzeczkę.


- AUA
- Hm, a więc tym podnosi się bieżnię, a nie poprzeczkę, muszę zapamiętać...

Na szczęście po pracy jego zszargane nerwy koi Lucy.


Która, korzystając z dni wolnych, namalowała arcydzieło.


- Dobrze, że wciąż jeszcze nie sięgam brzuchem do płótna.



- In yo face, da Vinci!

Kiedy chciałam opchnąć obraz do galerii sztuki, pojawiło się okno dialogowe, które rzekło coś w stylu: ależ ten obraz jest bardzo cenny i jest wielką rzadkością, na pewno chcesz go sprzedać?! No i się wystraszyłam, i go nie sprzedałam. Zawisnął za to na honorowym miejscu w salonie.

Przyszedł Aleksander - po raz pierwszy, odkąd Alice jest w ciąży.


- Hm, Alice, nie zrozum mnie źle, ale chyba, hm, powinnaś ograniczyć spożycie... czekolady... przypadające na jednego mieszkańca domu.
- No ale widzisz, ostatnio trochę nas przybyło.


- Ja to wszystko rozumiem, i oczywiście akceptuję, nic w tym złego, że cię tu i ówdzie przybyło, chciałem ci tylko doradzić, że zapotrzebowanie organizmu na czekoladę to wyraz braku wartości odżywczych, które można sobie dostarczyć w inny...
- Olek, to nie jest ciąża spożywcza, to jest normalna ciąża! Tam siedzi nasze dziecko!
- A... ha?



- Nasze dziecko? Mamy dziecko? I już takie duże?
- Tak, a już za parę dni będziesz mógł pogłaskać je bezpośrednio.
- Czemu nie powiedziałaś mi wcześniej?
- A, jakoś nie miałam okazji, a one tak szybko rosną...


- Och Alice, nie wyobrażasz sobie, jak się cieszę!


- Wyobrażam.

Alice niestety musiała udać się spać, bo z jakiegoś powodu gra nie przyznała jej urlopu macierzyńskiego, a wydawnictwo zaczyna pracę z samego rana. Dziedziczka pozostawiła więc Aleksandra swoim myślom, którym oddawał się z niejakim upodobaniem, kiedy nagle dopadło go Mroczne Widmo Przeszłości w wersji Pokolenie 2.0


- Co ty sobie wyobrażasz?
- Yyy, dobry wieczór?
- Hańbisz moją rodzinę!
- Jestem pewien, że Alice i ja możemy wszystko wyjaśnić...
- Ach tak? Jesteś w stanie to wyjaśnić? No to jestem bardzo ciekaw, dlaczego śmiesz słuchać takiego szitu.
- To wszystko... co? Przecież to największe przeboje Bajmu!
- NO WŁAŚNIE!



- NIKT MI NIE BĘDZIE PUSZCZAŁ BAJMU W MOIM DOMU! WYPAD!
- Aha, no to, hm, dobrej nocy?
- Bynajmniej! Po tym, co zrobiłeś, czekają mnie długie godziny kuracji! GODZINY! Wynocha!


- Nie odnajdzie więcej nas ta sama chwila, biała armia jego mać.

Mandark był tak sfrustrowany, że poszedł i wstąpił w komputer.


Tym samym okazało się, że może straszyć niczym najprawdziwszy poltergeist, i Sim, który natknie się na widok takiego nawiedzonego przedmiotu, dekoncentruje się i dostaje pomarańczowy nastrojnik mówiący o przestraszeniu się ducha.

O poranku dziewczyny zdecydowały się porównać rozmiary swoich... brzuchów oczywiście, no bo co jeszcze mogą sobie porównywać dziewczyny. Ponieważ obie były już w ostatnim trymestrze ciąży i dzieci mogły przyjść na świat w każdym momencie, był to ostatni moment na taką rywalizację.



- Obczaj, mój jest większy!
- O, faktycznie.


- Ale tylko o kilkanaście godzin!
- Ale jednak.
- Ale to znaczy, że będziesz rodzić pierwsza i przecierać nieznany dotąd szpitalny szlak!
- Po prostu zazdrościsz, bo masz mniejszego.

Alice w tej zaawansowanej ciąży poszła do pracy - niby mogłam jej zrobić urlop na żądanie, ale skoro sama chciała iść, to przecież nie będę jej zabraniać. Lucy i Malcolm zaś wdali się w pogaduchy z duchem przyszłego dziadka.



- Widzisz tato, wygląda na to, że jednak obejrzysz swoje wnuki!
- Już nie mogę się doczekać!

Dwie godziny później Alice wróciła z pracy z dwoma komunikatami - że rodzi, oraz że nie spisała się w pracy najlepiej (no shit Sherlock!).


- No i się zaczęło...

Wydałam więc jej polecenie wyjazdu do szpitala. Okazało się, że przy okazji tej wycieczki rodząca może zabrać ze sobą jedną osobę towarzyszącą. Padło na Aleksandra.


- Oddychaj Alice, oddychaj, a ja tylko... skoczę po kawę!

I sobie poszedł! D:

Tak naprawdę to moja wina - po przybyciu na miejsce, nasza parka stanęła pod szpitalem i stała tak ze dwie godziny. W międzyczasie nieopodal zmaterializowała się grupa lekarzy i położników, którzy również stali jak te kołki.


Obawiając się, że przydarzył mi się bug, kliknęłam znowu w polecenie rodzenia w szpitalu, znów mogłam wybrać osobę towarzyszącą, zatwierdziłam - no i Aleksandra wcięło na amen. A ja chwilkę później odkryłam, że Alice może zarejestrować się w recepcji. Chcąc nie chcąc więc, musiała radzić sobie bez towarzystwa.



- Przepraszam, ja tu rodzę.
- Chwileczkę, zaraz podam pani odpowiedni komplet formularzy. Proszę wypełnić również te cztery kopie i dostarczyć je do nas po zatwierdzeniu przez lekarza ginekologa z przychodni, w której jest pani zarejestrowana. Wówczas będziemy mogli zobaczyć, czy zdołamy panią przyjąć jeszcze w tym miesiącu.
- ... że co.

Na szczęście jedynie godzinę później zestaw lekarzy do tej pory stojących pod drzwiami szpitala zdecydował się ruszyć tyłek i zaprowadzić Alice na porodówkę, gdzie zainstalowała się w specjalnej machinerii do wykonywania operacji.



- Proszę się rozluźnić, wszystko będzie dobrze.
- Przepraszam, czy to ustrojstwo właśnie wyjęło mi serce?!



- Wyjęcie serca było konieczne, żeby zrobić trochę miejsca na przesuwanie wątroby.
- Co?
- Ale proszę się nie martwić, wszelkie powstałe ubytki łatamy kolagenem, co pozwoli pani zachować młodość.
- CO?!

W końcu jednak operacja dobiegła pomyślnego końca.








Drodzy państwo - oto Arthur!

Jako jedyny kandydat na dziedzica otrzymał oczywiście cechę Geniusz oraz aspirację... Mały geniusz.


- Będziesz geniuszem do kwadratu, mój bąbelku!

Nie bardzo rozumiem, czemu Alice po powrocie do domu przebrała się w szpitalną piżamę, skoro już po porodzie przebierała się w codzienne ciuchy. Najwidoczniej spodobał jej się ten przewiew w dolnych partiach.

W domu Astronomo(no)vów w związku z narodzinami dziedzica zapanowała wielka radość. Tymczasem jednak, zaledwie parę metrów dalej, pośród innych członków rodu panowała wielka smuta.


Ten mały to Kacper, pierwszy syn Emily i Dona Lothario. Swoim przesłodkim wyglądem zasłużył na zaproszenie na telewizję, które na jego widok zdecydowały się wystosować ciotki.



- No cześć Kacper, jesteśmy twoimi ciotkami.
- Aha.


- A za naszymi plecami śpi sobie twój maleńki kuzyn Arthur.
- Aha.
- Jeśli chwilkę poczekasz, to przedstawię ci jeszcze twojego... przyszywanego wujka.
- Aha.


- No co tam Olek, gotowy, żeby zobaczyć syna?

I tym dramatycznym, pozbawionym narracyjnego teasera akcentem zakończymy dzisiejszą opowieść :3


http://akwarelove.blogspot.com/2015/06/sims-4-legacy-challenge-pokolenie-2_22.html
http://akwarelove.blogspot.com/2015/10/sims-4-legacy-challenge-pokolenie-2.html

Podobne posty

13 komentarze

  1. Ha, pierwsza! ;)
    Ach, te wiekopomne chwile... Ciekawe tylko, w jaki sposób Arthur zostanie skrzywdzony Imperatywem Challnegowym (he he he).
    Najbardziej cieszy jednak duchowa obecność Mandarka, bo już za nim tęskniłam (tak smutno, że to nie on robił tort na ślub swojej córki... ).
    Zakończenie w tak dramatycznym momencie, pozostaje więc czekać na następny odcinek ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wytyczne, jakie wylosowałam dla Arthura, przerosły moje najśmielsze oczekiwania, ale przekonacie się o tym dopiero za ładnych parę tygodni (za dużo grania w stosunku do pisania D:)

      Co do Mandarka - postanowiłam, że jego duch będzie towarzyszył kolejnym dziedzicom aż do końca wyzwania, jako protoplasta rodu i w ogóle.

      A odcinek będzie z lekkim opóźnieniem, he he... he...

      Usuń
  2. Śluby w simach to jedna z najlepszych rzeczy! Kiedyś miałam simkę z cechą szalony. Miała brać ślub z jednym gościem, więc zmieniłam jej strój wizytowy na bardziej adekwatny (w sensie że kiecka ślubna). Ale simy z tą cechą często zmieniają ubranie na nieodpowiednie do sytuacji. I tak simka przygotowywała śniadanie w kiecce ślubnej, a na samą ceremonię założyła strój sportowy ;-;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może już zawczasu przygotowała się do maratonu puci?
      *dusi się własnym sucharem*

      Usuń
  3. To sukni ślubnej też nie można samemu wybrać? EA wie, jak zepsuć zabawę...
    Wow, czyli że Nina jest teraz starsza od własnej matki? Dobra, nie będę marudzić, gorsze patologie robiłam w dwójce. Ale mogłaby się zdecydować, najpierw narzekała, że Lucy z Malcolmem bez ślubu, a teraz że ślub. (Chociaż biorąc pod uwagę jej doświadczenia, za bardzo się nie dziwię. Mam nadzieję, że Lucy tak nie skończy.) I w ogóle brawo dla lekarza, który wypuścił ją ze szpitala z tą lamią grypą.
    Dziewczyny zrobiły się strasznie wielkie, biedactwa.
    I tutaj duży plus dla dodatku, maszyna do operacji wydaje się wprawdzie nierealistyczna, ale wspaniała, przydałaby się taka w Prawdziwym Życiu™, i cały proces wygląda dużo lepiej, niż znikanie na skraju świata i teleportacja kołyski do domu.
    A w ogóle, co by się stało, gdyby w danym pokoleniu żadne z dzieci nie miało wymaganej do dziedziczenia cechy?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nina od czasu rozwodu jest niestabilna emocjonalnie (nie, żeby wcześniej była jakoś wielce normalna, noale...). Inna opcja - ta lamia grypa zaatakowała jej jakieś synapsy i biedna nie wie, co mówi. :C

      Ojtam zaraz zrobiły się wielkie, po prostu nabrały kobiecych kształtów! Bardzo kobiecych. I bardzo kształtnych. :P

      Potwierdzam, poród zrobiony jest tutaj całkiem awesome, żeby jeszcze tylko nie trzeba było czekać pół dnia na interwencję lekarza, to w ogóle byłoby super.

      Jeśli ostatnie dziecko z "miotu", podobnie jak poprzednie dzieci, nie wylosowało wymaganej cechy, to mu się ją przyznaje ręcznie - no bo przecież jakiś dziedzic musi być, prawda.

      Usuń
  4. A co tu się dzieje? Dlaczego nie ma kolejnych wpisów?

    No tak, komci za mało... ;-)

    OdpowiedzUsuń
  5. OH GOD PROSZĘ POWIEDZ ŻE NIE UMARŁAŚ

    OdpowiedzUsuń
  6. Wiem, że późno, ale nie wiedziałam, czy jest sens dopisywać, a teraz już wiem że jest. I chyba wiem też, czemu Alice przebrała się w szpitalną piżamę.
    Jak ktoś ma słabe nerwy lub żołądek, albo jest ogólnie wrażliwy, niech lepiej nie czyta.
    Otóż kobieta po porodzie przez kilka tygodni krwawi. Mocno. Jakby ciało sobie odbijało te wszystkie okresy ominięte przez 9 miesięcy, i to z dużą nadwyżką. I noszenie spodni nie jest wtedy zbyt dobrym rozwiązaniem, bo raz, mogą nawet już po godzinie skończyć z wielką czerwoną plamą, a dwa, mogą też powodować nieprzyjemny zapach :/ . Oczywiście Alice nie powinna paradować w piżamie po ulicy, ale już po powrocie do domu - jako że nie ma stroju codziennego składającego się z sukienki lub spódnicy + gołe nogi - założenie szpitalnej koszuli było właściwie najrozsądniejszą decyzją z możliwych.
    Przepraszam, jeśli kogoś zgorszyłam. Ostrzegałam.

    OdpowiedzUsuń

Fajnie, że jesteś! Możesz napisać mi komcia, korzystając z tego oto miniporadnika formatowania:

[b]tekst[/b] - pogrubienie
[i]tekst[/i] - kursywa
[a href="www.jakaśstrona.pl"]tekst[/a] - link ukryty

Zamiast nawiasów kwadratowych [] wstawiamy nawiasy ostre <>

Polecany post

Sims 4 - Legacy Challenge - prolog

Dziś będę odtwórcza  mam dla Was coś niesamowitego - Legacy Challenge dla Sims 4! Zainspirowana Projektem "Prokrastynacja" mego ...

Facebook

Blogger

Subscribe