Szukałam możliwie najbardziej kiczowatego fantastycznego obrazka ever, żeby zilustrować to, co dzisiaj zaserwuję - i oto jest!!1 (źródło) |
Moje opko pisze się już drugi rok i wciąż składa się jedynie z pojedynczych scen i skeczy, które w żaden sposób nie tworzą spójnej, logicznej całości. Znaczy, tworzą - ale wciąż jedynie w moim umyśle. Jestem bowiem zbyt zajęta wymyślaniem głupkowatych przygód poszczególnych bohaterów, żeby móc w końcu wytyczyć główną oś fabularną całokształtu. Albo choćby zdecydować się na gatunek literacki; ciągle nie wiem, czy pisać pastisz, czy może fantasy na serio?
Kwestia podjęcia jakichś konkretnych decyzji jest o tyle paląca, że
Na nieszczęście to opko jest jedynym, na które mam pomysły znacznie wykraczające obszernością poza standardowe, dotychczas skrobane przeze mnie miniatury; chociaż są to pomysły cokolwiek niedorobione i nieco kliszowe.
Sapkowskim nie zostanę, nie ma bata - swego czasu jedna słynna pisarka wyceniła mój literacki potencjał na, ewentualnie, Grocholę - ale byłoby fajnie przynajmniej skończyć ten projekcik. I może nawet pomyśleć kiedyś o jego wydaniu.
Stwierdziłam więc, że wrzucanie wybranych fragmentów opka na blogaska zmotywuje mnie do pisania kolejnych scenek... a potem jeszcze kolejnych... a potem spróbuję spiąć je jakąś klamrą kompozycyjną... i nagle okaże się, że napisałam całość!
Bo tak to przecież działa, prawda? Prawda?...
Lain uważnie przyjrzał się pnączu oplatającemu ciasno jego łydki – na tyle, na ile wystarczało mu siły, aby utrzymać głowę w odpowiednim położeniu. Zazwyczaj, kiedy chciał obejrzeć swoje stopy, nie napotykał zbyt wielkich trudności, był bowiem, jak na elfa przystało, szczupły i proporcjonalny. Obecnie jednak wisiał u szczytu ciemnej, zawilgoconej jaskini, trzymany za nogi przez wyjątkowo nieprzyjaźnie nastawione zielsko. Sprawy nie ułatwiał goblin, stojący pod nim z wyraźnie morderczymi zamiarami. U jego stóp leżał łuk, który przed chwilą zsunął się z pleców zwisającego elfa. Lain zdecydował się ocenić sytuację jako beznadziejną.- Taaak – wysyczał nagle goblin z wyraźną satysfakcją, ku przelotnemu zdziwieniu Laina, jak można wysyczeć słowo nie zawierające w sobie syczących spółgłosek. – I oto przedstawiciel dumnej rasy elfów w mojej mocy! – Lain zdziwił się ponownie; żaden szanujący się goblin nie używał tak finezyjnych sformułowań jak „przedstawiciel dumnej rasy”.- Taaak – znów syknął goblin, wpatrując się pożądliwie w swoją ofiarę. – Za chwilę wszystkie sekrety twojej nacji i cała wasza wiedza stanie przede mną otworem!Lain wytrzeszczył oczy – po części z wysiłku, jakiego wymagały próby uwolnienia nóg z ucisku pnączy, a po części z powodu szoku wywołanego widokiem goblina spragnionego wiedzy – i postanowił nie dziwić się już niczemu. Niezgrabna postać tymczasem zniknęła w głębi jaskini, gdzie po krótkiej chwili rozbłysnęła świeca, wydobywając z mroku stół sprawiający wrażenie alchemicznego.- Taaak – goblin po raz trzeci zasyczał w sposób absolutnie niewytłumaczalny, krzątając się przy oświetlonym stanowisku. Wątły płomień świecy migotał dramatycznie pod wpływem ruchów powietrza wywoływanych przestawianiem rozmaitych flakonów i słoiczków. Elf powrócił wzrokiem do swoich uwięzionych nóg; był w stanie zdzierżyć goblina-intelektualistę, ale widok goblina-alchemika to już zbyt wiele na jego nerwy. Aby zająć czymś skonfundowany umysł, podjął kolejną próbę wyswobodzenia się z wrednego zielska.- Nie wysilaj się – dobiegł go syczący głos, przywodzący na myśl coś wyjątkowo obleśnego. – Sam wyhodowałem tę roślinę. Nie wypuści cię, dopóki jej nie rozkażę. Taaak...Lain rzucił pokracznemu alchemikowi znudzone spojrzenie. Ostatnie „taaak” brzmiało jak wstęp do diabolicznej tyrady klasycznego złodupca. Nie pomylił się.- Oto nareszcie pojawia się sposobność wypróbowania mojego eliksiru – syczał goblin w podnieceniu, przygotowując pośpiesznie potrzebne mu ingrediencje. – Tak długo czekałem na możliwość przygotowania tej mikstury. A dziś uwarzę ją po raz pierwszy - jedyny w swoim rodzaju eliksir, który po dodaniu krwi ofiary zmieni mnie w pełnoprawnego przedstawiciela jej rasy! Dzięki niej raz na zawsze zakończę nędzne życie w podziemiach, do których moi współziomkowie zostali zepchnięci przez takie istoty jak ty! I tylko ja, Bruogl Szalony, znam skład tej genialnej mieszanki!Lain uniósł brew w niemym podziwie. Goblin spojrzał na niego z ukosa.- Za chwilę umrzesz, elfie – powiedział, chwytając nieco zardzewiały rzeźnicki nóż i stając pod swoją zwisającą bezradnie ofiarą. – Wyjawię ci więc, na czym polega geniusz mojego eliksiru. Otóż sekretem jest…Urwał pod wpływem topora, który wystrzeliwszy z ciemności z impetem rozpłatał mu czaszkę. Zapadła cisza.- Ty to masz wyczucie – powiedział Lain z wyrzutem. W kręgu światła roztaczanego przez dopalającą się świecę pojawił się barczysty, rudawy osobnik, składający się właściwie w jednej czwartej z bujnej, rozczochranej brody.- Jak nauczał Mistrz Bucus: zabij dziada, póki gada – zacytował głosem o głębi spiżowego dzwonu, wydobywając swój topór z resztek głowy goblina i mierząc nim w wyrastające u szczytu jaskini pnącza.- Nie! – zawrzasnął elf strasznym głosem, widząc zamiary przyjaciela. – Znaczy… nie kwestionuję twoich umiejętności, ale może zdjąłbyś mnie stąd tak, żebyś nie musiał później zeskrobywać mnie z posadzki?Gordon był jedyną znaną mu osobą, i prawdopodobnie jedyną osobą na Kontynencie, która opanowała zdolność rzucania toporami; w dodatku naprawdę precyzyjnego, więc nie celność była źródłem niepokoju wiszącego nieszczęśnika. Przerażająca była perspektywa upadku z takiej wysokości na twarde, kamienne podłoże.Kompan spojrzał na niego krzywo, ale widać było, że zrozumiał obawy Laina, bo uśmiechnął się przyjaźnie.- Nie bój się, będzie fajnie – zapewnił i cisnął toporem.Ryk elfa przepłoszył z jaskini nawet karaluchy.
________________________________________________________________________
Tego naprawdę będzie więcej. Brace yourselves!
Ogłoszenia parafialne - w górnej belce pojawiła się nowa zakładka - KÓŁKA. Jest ona wypadkową tragicznego związku złego dziennikarstwa z karykaturalnym obrazem lalkowego kolekcjonerstwa, który to związek został skonsumowany w styczniowym numerze Polityki. Mowa o artykule noszącym tytuł "Drugie życie lalek". Na jego temat wypowiedziało się już wiele osób, więc daruję sobie własne dywagacje - zaś wszystko, co było w tym zamieszaniu najważniejsze (i najgorsze) zostało wskazane w analizie noszącej tytuł "Nikt się nie spodziewa hiszpańskich pigmalionów!".
Zakładka ta będzie ewoluować - trwa projektowanie całkiem ambitnych rzeczy opartych na bazie powstałych kółeczek. I wkrótce może się zrobić ciekawie.
Ale to temat na następną nocię!