Klasycznie opóźnione zmartwychwstanie, czyli co się stało z Lunatyczką

23:05

Mniej więcej tak sobie wyobrażam reakcję ludzkości na ten post.
Okej, zakładam że nie jesteście zdziwieni moją - kolejną - śmiercią dla Internetów, za to prawdopodobnie jesteście zdziwieni, że zdecydowałam się - znowu - powrócić; a że akurat życie doczesne miota mną jak szatan po zimnej posadzce codzienności i nie mam na nic czasu, uznałam, że to idealny moment. Tak, też Was kocham. A teraz przedstawiam Wam historię mego nieżycia!


Dlaczego umarłam

Wiecie, to nie jest tak, że odeszłam z blogaska bez słowa wyjaśnienia. Odejście zakłada rozmysł, jest świadomą decyzją podejmowaną pod wpływem konkretnych czynników. Natomiast śmierć po prostu się przydarza - żyjesz sobie, żyjesz, a tu nagle JEBS, przestajesz; i to niezależnie od tego, czy tego chciałaś czy nie, i czy miałaś może jakieś plany na przyszłość, jak na przykład ciąg dalszy pisania serialu o Simsach, he he.

Teraz, kiedy pozwalam sobie zmartwychwstać, mogę potwierdzić prawdziwość prawdy: życie dla realu to śmierć dla Internetów i odwrotnie. Najwyraźniej nie jestem w stanie żyć naraz w obydwu wymiarach, skoro przechodzenie z jednego życia do drugiego zawsze kończy się dla mnie zgonem.

A pod koniec zeszłego roku musiałam prędko przejść do życia w realu, ponieważ nagle zaczęło wzywać mnie milion obowiązków naraz. Zaowocowało to oczywiście absolutnym opuszczeniem Internetów - bo niestety, choć życie internetowe jest równie angażujące, co to realne, to jednak strata życia internetowego jest jednak mniej dotkliwa.

No dobra, wcale nie jest mniej dotkliwa, ja pierdzielę, płakałam jak umierałam, przecież Internety to moje wszystko, to moja jedyna słuszna ojczyzna, no i ci ludzie, ci wszyscy kilkoro ludzia, którzy jednak w jakiś sposób się przywiązali do tego bieda-blogaska, mimo jego biedy i biedy jego autorki, i pewnie czuli się zdradzeni i oszukani, że ta gupia blondynka znowu nie żyje, i być może nawet czekali i mieli nadzieję, że coś jeszcze z tego będzie, no DKJP. ;____;

Na szczęście działa to też w drugą stronę i do internetowego życia można powrócić w każdej chwili i zupełnie bezproblemowo!

A tak naprawdę to wcale nie bezproblemowo, ja pierdzielę, znowu trzeba będzie wdrożyć się w tryb publikacji i przygotowywać quality content, nie tylko na bieżące potrzeby, ale przecież także w ramach pewnego zadośćuczynienia za swoją śmierć, no i ci ludzie, ci wszyscy kilkoro ludzia, którzy teraz być może poczują nadzieję w serduszku, że jednak być może warto tutaj czekać na lalki, koty i seriale, bo być może ta gupia blondynka jednak wyjęła głowę z tyłka i ogarnęła kuwetę; a może będą już mieli wyrąbane, bo przecież zawiodłam ich już tyle razy, więc czemu teraz miałoby być inaczej, oraz [tu wstaw dowolny cytat z „Małego Księcia” dotyczący odpowiedzialności za to, co się oswoiło], no DKJP. ;____;

W każdym razie – teraz żyję. A przynajmniej próbuję.


Drugi wymiar

Podczas gdy w Internetach Lunatyczka sobie nie żyła, w tym samym czasie Lunatyczka w realu była bardzo poważną osobą. Czy to wpływ splendoru, który dotknął ją po przypadkowym spotkaniu z Anną Muchą, czy to po prostu zachwiana równowaga Wszechświata – w każdym razie zaczęło się niewinnie, a potem poszło z górki.

W listopadzie ciągle jeszcze trochę pracowałam w drukarni. Zbliżał się koniec roku. Wiecie, co to oznacza dla drukarni?

KALENDARZE.

I nie chodziło o druk, nie, to byłoby zbyt proste; chodziło o klejenie i składanie do kupy.

MILIONÓW KALENDARZY.

Z tego powodu zwerbowaliśmy solidny zespół ludzi pracujących i siedzieliśmy w temacie prawie do końca lutego. O tym okresie mego życia powstała nawet epicka opowieść, zawierająca superbohaterów i ich nemezis, obfitująca w pełne napięcia sceny i zapierające dech w piersiach zwroty akcji, która miała być podstawą do równie epickiego komiksu o Kapitanie Calendariusie. Być może wkrótce przygotuję tę historię w innej formie zdatnej do publikacji; komiksu już raczej z tego nie będzie, bo niestety, w owym czasie stała się jeszcze jedna straszna rzecz, która zabiła mnie dla Internetów jeszcze bardziej.

Otóż Książę zepsuł komputer.

Komputer był stacjonarny. Był też stary, ziemniaczany i już od dawna ledwo dyszał, ale mimo wszystko działał, a co ważniejsze – dawało się na nim nagrywać Simsy (bo to przecie tylko Czwórka) i rysować (bo tylko z nim, nie wiedzieć czemu, zgodził się współpracować tablet).

W każdym razie Książę pewnego pięknego dnia zadecydował, że odziemniaczy naszego złoma i wyposaży go w dodatkową kość RAMu, a ponieważ jest wybitnie uzdolniony, postanowił dokonać tego własnoręcznie. Rozebrał więc delikwenta, wyposażył, złożył z powrotem, i nawet dobrze to zrobił, a przynajmniej tak twierdzi.

Okazało się, że operacja się udała. Niestety, pacjent zmarł. I od tego czasu nie dał się uruchomić. ;_;

W ten oto cudowny sposób zostałam pozbawiona możliwości simsowania i rysowania, na co akurat miałam wielką ochotę.

Znaczy, głównie o to rysowanie mi chodziło, bo, jeśli mam być z Wami zupełnie szczera, Simsy z Legacy Challenge dalej nie znajdują w moich oczach uznania i wciąż czekam, aż mi przejdzie ta niechęć i niesmak. W ogóle nie wiem, czy zauważyliście, ale wszystkie te wyzwania, które dawno temu Wam linkowałam – Astmodeusz, Deneve i Leleth – również leżą nieżywe, podobnie zresztą jak ich autorki. Może to jakaś klątwa? Może to wyzwanie jest niemożliwe do zakończenia? Może wszyscy zginiemy, bo Simsy? D:

Naprawdę mam nadzieję, że doprowadzę to wyzwanie do końca, no bo jednak było całkiem śmiesznie, i chociaż w miarę upływu czasu większą radość sprawiało czytelnikom, niż mnie, to mimo wszystko też chciałabym zobaczyć, jak będzie wyglądał schyłek dziesiątego pokolenia rodu Astronomo(no)vów. Niestety, w chwili obecnej bardzo mi się nie chce użerać i z grą (bo Czwórka jest do dupy), i z pokoleniem (bo Arthur to najgorsza postać, jaką kiedykolwiek napisałam). Sytuację mógłby zmienić zakup nowego dodatku, który wzbogaca rozgrywkę o całkiem fajne miasto i liczne elementy multi-kulti; ale i tak trochę szkoda mi piniondza. No sorry, za tę kwotę mogę kupić kolejne dwie lalki, a nawet trzy, jeśli trafię na promocję, więc wybór jest dość oczywisty, a nowa seria Fashionistas nieprzyzwoicie piękna.


Trzeci wymiar

Wróćmy jednak do tematu mojego nieżycia.

Kiedy walka z Kapitanem Calendariusem trwała w najlepsze, a żałoba po ostatecznej śmierci komputera była całkiem świeża, Lunatyczkę dotknął kolejny temat, który jeszcze bardziej ograniczył jej ograniczony czas, powiedzmy, wolny. Przyszedł oczywiście od strony mitycznej Gralni i ekipy, z którą w tak zwanym międzyczasie całkiem fajnie się – nomen omen – zgraliśmy.

Bo z jakichś przedziwnych i zupełnie niemożliwych do wytłumaczenia powodów w pewnym momencie Książę i ja z dnia na dzień staliśmy się ekspertami od gier planszowych. Wystarczyło ledwie kilka wizyt we wspomnianym mitycznym przybytku oraz doborowe towarzystwo kilku zacnych osób, byśmy nagle kojarzyli gry po tytułach, potrafili dobrać tytuł do okoliczności, ocenić jego grywalność, aż w końcu polecać konkretne gry innym odwiedzającym, a nawet tłumaczyć ich zasady i asekuracyjnie towarzyszyć w rozgrywce - czyli robić niemal dokładnie to, co właściciel lokalu. :D

Szczególnie sprawdzał się w tym Książę, bo ja oczywiście jestem lamą, a tak naprawdę, choć mam parę ulubionych planszówek i granie bez prądu uważam za jedną z lepszych rzeczy, których doświadczyłam w życiu, to jednak, mimo tego intensywnego romansu, moje serduszko wciąż należy do gier komputerowych (czyli do Simsów i Skyrimów, lol). Zdecydowałam się jednak przysłużyć Gralni w inny sposób - wymyśliłam dla niej maleńką kampanię reklamową i w związku z tym projektowałam a to ulotki, a to plakaty, a to karty stałego klienta… long story short - na chwilę obecną właściwie można powiedzieć, że ten lokal to moje portfolio.

W każdym razie towarzystwo doceniło naszą pomoc, a następnie chętnie z niej skorzystało również przy zewnętrznych imprezach dotyczących planszówek. Spędziliśmy na przykład styczniową nockę w Złotowie, w kolejnym miesiącu uroczy dzionek w Pile, a obecnie przygotowujemy się do drugiej części tegoż dzionka, która ma mieć miejsce już 6 maja. Natomiast w tak zwanym międzyczasie zostaliśmy dokumentnie zasymilowani przez ekipę planszówkową, co z kolei zaprowadziło nas do kolejnego, naprawdę tłustego tematu. Brzmi on PILKON 2017.

No i jestem tam bardzo grafikiem i trochę organizatorem.

Jeśli chodzi o organizację, to jest nas na tym wózku więcej. Jeśli zaś chodzi o grafikę… well, shit.

Tak, sama ogarniam wszelkie materiały promocyjno-reklamowo-jakiekolwiek wymagające graficznego zaprojektowania, a dotyczące naszego pilskiego konwentu. Poza tym ogarniam resztę swojego życia. Bo, na przykład, dzięki temu, że dałam się poznać ekipie od strony projektowej, nagle zaczęłam być polecana ludziom, którzy czują przemożną potrzebę posiadania własnych materiałów promocyjnych - logów, ulotków i innych wizytówków - nad projektami których następnie siedzę. A dzięki temu, że dałam się poznać ekipie od strony prywatnej, nagle zaczęłam brać udział w rozmaitych spotkankach, imprezkach i wypadach na sushi - i nie mówię absolutnie, że to źle, tylko po prostu trwam w stuporze, bo moje życie towarzyskie do tej pory było prawie żadne, a tu nagle otacza mnie grupa cudownych ludzi i czuję się, jak w How I met your mother, co mnie absolutnie wzrusza i robi mi ciepło w serduszku. <3

A jakby tego było mało, miesiąc temu zmieniłam pracę, na taką prawdziwą, ze stażem, umową i w ogóle, i nie jestem już sobie drukarzem-sitosiejem, tylko biurwą, panią Halinką do spraw szkoleń, wow wow, uszanowanko - a po godzinach, rzecz jasna, jestem projektantem graficznym, a to dla Pilkonu, a to dla osób prywatnych - a jeszcze bardziej po godzinach jestem Lunatyczką-ekstrawertyczką biorącą udział w domowych imprezkach tak niezobowiązujących, że w ich trakcie można sobie swobodnie zrobić maseczkę na oczyszczanie nosa, Książę poleca.

Zmierzam do tego, że naprawdę miałam mnóstwo powodów, aby nie żyć w Internetach, więc po prostu musicie mi wybaczyć!

Znowu.

No weźcie, nie bądźcie świnie.

Aha, i Figa jest w ciąży. :D

Podobne posty

20 komentarze

  1. Dobrze że wróciłaś :) Zastanawiałam się właśnie dlaczego zniknęłaś :) Cieszę się, że powody Twojej internetowej nieobecności to miłe wydarzenia z reala :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze zobaczymy, jak ze skutecznością tego powrotu. ;_;
      Ale dziękuję i tulę przez światłowód! <3

      Usuń
  2. świetnie, że tyle się pozytywnego dzieje u Ciebie, u Was!
    widzę, że ekipa Brodaczy wciąż dokazuje społecznie :DDD
    super inicjatywa z tymi grami bez prądu!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję <3 Dzieje się aż zanadto, doprawdy, nie wiem, czemu to życie takie rozbuchane nagle. Ale tak, dokazujemy radośnie jak prosiątka w deszcz. :D
      A gry bez prądu wyglądają lepiej na żywo, wpadaj do nas na imprezę!

      Usuń
  3. Figa jest w ciąży? A co ona, chce się na jakieś 500+ dla kotów załapać? Przecież jak jej figowce zaczną się mnożyć, to ty, jako babcia zacnej gromadki, nie nadążysz z odkładaniem na studia i komunie ;)
    Zmartwychwstanie z lagiem ma jedną, podstawową zaletę- po komciach widać kto tęsknił ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Króliiiiik, tęskniłam srogo! <3

      (nie dostaje się 500+ za koty, sprawdzałam, więc komunie z mojej kieszeni pójdo ;_; no ale Figa chyba nie robi tego dla pieniędzy jednak, co w sumie jest dobre, bo takie podejście kwalifikowałoby ją wszak jako kotkę, khem, wybitnie lekkich obyczajów, nieprawdaż)

      Usuń
  4. A już miałam pleść wiązankę na grób blogaska mojego ulubionego, już lilijami porośniętego, a tu nagła rezurekcja! ❤
    Cieszy się me serce i raduje, pozostaje mi tylko czekać na wincyj wpisów, wincyj Figi, wincyj Life of Lunatyczka, wincyj lalek, wincyj wszystkiego!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moje słodkie Szokołke <3 Będzie wincyj szyszkiego na pewno, choć równie na pewno rzadziej, niż przed moją śmiercią, nie wiem, raz w tygodniu może, czy coś, jeśli dam radę rzecz jasna, bo przecież real life nie odpuszcza...

      Ale tę wiązankę i tak chętnie przyjmę na okoliczność świętowania zmartwychwstania! :D

      Usuń
  5. Ja bo nie wię czy wybaczę, zastanowię się, ale łzę szczęścia uronię albo i dwie i wcale nie dlatego, że mnie pieką oczy po permanentnym ;P i też chcę wizytówkę od Cię!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Magni, słońce moje ukochane, że też Ty jeszcze chcesz coś ode mnie, jak ja tak o Tobie zapomniałam na śmierć, a przecież chyba obiecywałam Ci jakieś nadruki na tkaninie, zupełnie bezpodstawnie zresztą! Nie wybaczaj, nie zasługuję ni cholery ;_;

      Usuń
  6. Yey Lunatyczka wróciła do życia! Kochana jak nie chcesz simsów 4 to może 3? Tam jest tyle możliwości!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak zacznę jeszcze jedno wyzwanie na Trójce, to pewnikiem umrę na amen, i to nie sama z siebie, tylko ludzie mnie zabiją, bo odkąd robię blogaska, tak nie skończyłam jeszcze niczego, co zaczęłam. D:

      (i tak się niedługo mocno narażę, bo mam już przygotowany początek zupełnie nowej serii do zupełnie czegoś innego...)

      (i chętnie zrobiłabym serię z Sims Średniowiecze)

      (umrę jak nic)

      Usuń
  7. Czyli to tak się zmartwychwstaje ;p Może też spróbuję... za jakiś czas ;p
    W sumie to fajne jak tak życie nieco pochłania - nie zaprzeczę, że internety lubię, ale jednak wolę to życie na zewnątrz ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, nawet Kasia przyszła <3 Życie na zewnątrz jest bardzo przekonujące, nieprawdaż? :D
      W każdym razie zdecydowałam się przetrzeć szlak powrotny - Twoja kolej! :D

      Usuń
  8. Witaj w krainie zombie ;-)
    Jak widać, fala umarcia przeszła szeroko i zgarnęła kilka ofiar. Ale miło widzieć, że wracasz :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo <3

      A kto jeszcze umarł dla internetów? :O Tak bardzo wypadłam z obiegu, że nawet się nie orientuję, a nie zrobiłam jeszcze rundki po Waszych blogach... może dam radę się wyrobić w tej dekadzie. :D

      Usuń
  9. Tak trochę wcale się tu nie udzielałam, ale akurat z 3 dni temu spojrzałam na Twojego bloga (przejrzałam prawie całe Legacy Challenge!) i do końca dnia miałam rozpacz (icoteras) że nie żyjesz i ómrzyłaś, panie tego, na śmierć :(
    Fajnie, że jesteś!
    I omatko, Figa, czemu Ty się tak rozmnażasz ;-;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No widzisz, to cała Lunatyczka, nawet umrzeć dobrze nie potrafi. XD

      Fajnie, że Ty jesteś! I jak już przyszłaś, to weź zostań! <3

      Usuń
  10. Umarłaś ale nie na zgona i to najważniejsze :):)
    Bardzo trudno jest istnieć twórczo w dwóch rzeczywistościach , zwłaszcza jeśli tyle się dzieje . SUPER że się dzieje !! Tylko czemu Figa prowadzi tak figlarny tryb życia ... może czas wnukami się zająć ???

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trudno, trudno, jak widać po opóźnionym czasie mojej reakcji na Wasze komentarze. :D

      No a Figa, cóż... owocuje na wiosnę. I obawiam się, że kocie wnuki też będą czasochłonne. ;_;

      Usuń

Fajnie, że jesteś! Możesz napisać mi komcia, korzystając z tego oto miniporadnika formatowania:

[b]tekst[/b] - pogrubienie
[i]tekst[/i] - kursywa
[a href="www.jakaśstrona.pl"]tekst[/a] - link ukryty

Zamiast nawiasów kwadratowych [] wstawiamy nawiasy ostre <>

Polecany post

Sims 4 - Legacy Challenge - prolog

Dziś będę odtwórcza  mam dla Was coś niesamowitego - Legacy Challenge dla Sims 4! Zainspirowana Projektem "Prokrastynacja" mego ...

Facebook

Blogger

Subscribe