Zwierzę się #1 - Koty to kłopoty

12:35

Zdjęcie poglądowe miszcza kamuflażu.

Z pamiętnika młodej kociarki - TYDZIEŃ PIERWSZY

PONIEDZIAŁEK

Będąc młodą kociarką, przypadł mi obowiązek piastunku nad urokliwym kocięciem płci żeńskiej. Rzeczone kocię szybko zaadoptowało się w nowym otoczeniu i obecnie wykazuje skłonność do uskuteczniania zwyczajów. Z tego powodu, w związku ze nadmienioną skłonnością kocięcia, wyklarował się mię rutynowy plan dnia:


(mój musk wzbrania się przed dalszą stylizacją tekstu)

Kocię decyduje się na pobudkę o szóstej. Jestem w stanie to zaakceptować, wszak to tylko pół godziny różnicy w stosunku do mojej rutyny, a poza tym wczesne wstawanie to zdrowie, fit i feszyn. Poza tym kocię na tym etapie nie wymaga szczególnej atencji - przywita się, poprosi o mizianie, połazi po łóżku, potem po pokoju, poszpera tu i ówdzie, i tylko trzeba zerknąć, czy nie gryzie jakichś kabli (bo mamy w pokoju dużo kabli).

O siódmej decyduje się na zabawę, ale towarzyszyć jej musi nikt inny, a Książę, który o tej porze zaczyna wybierać się do roboty. Pół godziny ganiają się po pokoju, a następnie wszyscy zgodnie udajemy się śniadać.

Po śniadaniu Figa przystępuje do dalszych czynności rekreacyjnych - a więc znowu ganiamy się po pokoju. Jeśli zaś nie uczestniczę w zabawie, Figa zajmuje się postrzępioną wykładziną, kółkami od krzesła, paskiem od torby lub kawałkiem papieru do pieczenia (nie wiem, skąd ona go wyciągnęła, serio) i generalnie lata jak perszing po całym kwadracie - i tylko trzeba zerknąć, czy nie gryzie jakichś kabli (mamy dużo kabli).

O dziewiątej kocię sygnalizuje chęć pieszczenia, co z kolei sygnalizuje jej gotowość do drzemki. Jest to również pora, w której najlepiej śpi się jej - niestety - na moich kolanach - ale ponieważ drzemka trwa czasem nawet do trzynastej, nie mogę sobie pozwolić na taki bezwład - więc Figa równie chętnie wybiera zagrzebywanie się w polarowej pościeli w panterkę, co czyni ją zarazem szczęśliwą, jak i kompletnie niewidzialną (patrz: zdjęcie poglądowe miszcza kamuflażu).

Od trzynastej ganiamy się po pokoju (uwaga na kable) aż do obiadu, po czym znowu się ganiamy (znowu kable), aż do popołudniowej drzemki, która następuje mniej więcej o siedemnastej i trwa do mniej więcej dwudziestej, kiedy to następuje przywitanie się z Księciem, kolacja i ostatnie tego dnia ganianie się po pokoju (kable, ta cholera ciągle chce żreć kable).

Koniec dnia, kiedy Figa układa się w rogu łóżka na posłaniu z mojego swetra, następuje o około dwudziestej trzeciej, i od tej pory kocię śpi do rana, z małymi przerwami na spacer po pokoju.

Myślę, że możemy tak żyć.


Zdjęcie poglądowe leniwej buły, która domaga się miziania brzuszka.
WTOREK

Figa pół dnia przesiedziała sama w naszym apartamencie, podczas gdy ja przetwarzałam zatrważające ilości buraczków. Nie chciałam zabierać jej do kuchni, bo nie miałabym czasu jej pilnować ani nosić do kuwety; zresztą nawet nie miałabym jak, no bo jak, z ręcoma od buraczków.
Ale zniosła tę przymusową izolację zadziwiająco dobrze.

------------------------------------------------------------------------------

Zaczęła sikać pod biurko. Oh well.
To w sumie tłumaczy jej podejrzanie dobry humor mimo kilkugodzinnego zamknięcia.
D:

------------------------------------------------------------------------------

Wyszorowałam wybrane przez nią miejsce wszelkimi dostępnymi detergentami, położyłam pachnącą płynem ścierę i zasypałam to wszystko proszkiem do prania - czyli dokonałam wszelkich starań, żeby nie pachniało jej tam sikiem. Bo jak nie będzie jej tam pachnieć sikiem, to nie będzie tam sikać. Prawda?
D:

------------------------------------------------------------------------------

Zaczęła sikać pod biurko w drugim kącie. Oh well.
Czy wspominałam, że chodzi tu o wykładzinę dywanową? 
D:

------------------------------------------------------------------------------

Powtórzyłam proces z detergentami. Poza tym podejrzliwie jej się przyglądam, kiedy przestaje się bawić, a zaczyna węszyć. Teraz za cel obrała sobie kąt za drzwiami, ale jak dotąd za każdym razem udało mi się w porę ją złapać i przerzucić do kuwety w łazience. Niestety Figa, zamiast przystąpić do odpowiednich czynności, za każdym razem zrywa się i pędzi z powrotem do pokoju, zanim zdążę ją zamknąć. 
Chyba myśli, że to zabawa.
D:

------------------------------------------------------------------------------

Zaczęła sikać pod łóżkiem.
Czy wspomniałam, że przestrzeń pod łóżkiem to dokładnie 1/4 powierzchni podłogi? (bo to takie duże, małżeńskie łóżko)
Czy wspomniałam, że tę przestrzeń zastawiłam kartonami, żeby cholera nie mogła tam przejść? (przechodzi nad kartonami)
Czy wspomniałam, że chociaż kot i kartony się tam mieszczą, to ja i detergenty już nie?
Czy wspomniałam, że wciąż chodzi o wykładzinę dywanową?
D: D: D:

------------------------------------------------------------------------------

Walić to, i tak w sobotę kładziemy panele. 


Zdjęcie poglądowe pt. "A na rękach zasypiam tak".
ŚRODA

NIE KUPUJCIE KOTU WHISKASA
Książę zdecydował, że skoro już mamy kota, to nie będzie on jadał jak jakiś podwórkowy plebs, i jeszcze tego samego dnia kupił markowe saszetki z kurczakiem w galarecie, które pachną (i zapewne smakują) lepiej, niż niejedna markowa kiełbasa słoikowa. 

Przed pierwszym poważnym posiłkiem Figi komisja rodzicielska - w składzie: Książę i ja - uważnie obejrzała rzeczony produkt. Opakowanie twierdziło, że jego zawartość jest idealna również dla kotów poniżej trzeciego miesiąca życia oraz zawiera dokładnie wszystkie witaminy i minerały, których twoje zwierzę pragnie i potrzebuje, chociaż jeszcze nie zdaje sobie z tego sprawy. Konsystencja żarcia wydawała się spoko, kawałeczki były miękkie, drobne i apetycznie pachnące, i choć do organoleptycznych testów nie doszło, posiłek zyskał aprobatę komisji. 

Figa dostała porcję wielkości łyżki stołowej i zjadła ją z wyraźnym zadowoleniem, ale w dwóch niezależnych podejściach, co dało nam do zrozumienia, że wrzuciliśmy jej trochę za dużo. Zdziwiliśmy się nieco, bo poza peanami na cześć zawieranych witamin, saszetka zawierała również zalecenie, że kot poniżej trzeciego miesiąca życia powinien dziennie przyjąć dawkę dwóch i pół owej saszetki. Lol, no chyba odwrotnie, widzę przecież, że nie daje rady; jedno opakowanie będzie na dwa i pół dnia. Też spoko, piniondz zaoszczędzony.

Po pierwszej saszetce zauważyłam, że Figa zaczęła domagać się jedzenia głośniej i intensywniej, niż wcześniej. I nawet się ucieszyłam - jak inaczej mogłaby dać nam do zrozumienia, że żarełko jej smakuje? Good guy Whiskas, karmi kota, dostarcza unikalnych doznań smakowych i jeszcze przemyca witaminy. No i wyraźnie pozytywnie wpływa na trawienie, w kuwecie lądują twarde dowody o aromacie saszetki, także super karma, będziemy kupować. 

W połowie drugiej saszetki Figa nauczyła się wspinać po nogawce, aby sięgnąć do napełnianej na poziomie stołu miseczki. Zaczęła również koncertować wniebogłosy, kiedy wyczuwa zapach jedzenia. I zaczęła pochłaniać porcje pierwotnej wielkości w zatrważającym tempie. Po raz pierwszy rozważyłam zasadność informacji na opakowaniu - saszetka już nie starcza na dwa dni. Będzie dobrze, jeśli wystarczy na jeden.

Tego ranka Figa rozpoczęła dzień od darcia mordy i darła ją, dopóki nie dostała jeść. Myśląc, że po śniadaniu trochę się wyciszy, ruszyłam sprzątnąć pustą miseczkę, ale wtedy ona znów rozdarła mordę w jednoznacznym komunikacie o chęci dalszego żarcia, i na potwierdzenie swojej rozwlekłej wypowiedzi uczepiła się mojej nogawki. Każde moje zbliżenie się do miski katalizuje jej darcie mordy, szarpanie spodni, włażenie na głowę i ogólny terroryzm. A mi się akurat skończyły saszetki.

Doznałam szoku. Figa nie jest głodna. Ona jest NA GŁODZIE.

Czy tak powinno działać normalne żarcie dla kota?!


Na koniec świata i jeszcze dalej! Śpiąca Figa jest moim ulubionym tematem zdjęć, bo to jedyne wyraźne zdjęcia, jakie mogę jej zrobić.
CZWARTEK

Dziś oddawałam się szorowaniu podstawy klatki po chomiku, która, wytargana ze straszliwych czeluści graciarni garażu rodziców, zakończyła moje poszukiwania czegoś, co lepiej nada się na kocią kuwetę, niż dotychczasowa kartonowa tacka po owocach, do tej pory prowizorycznie pełniąca tę zaszczytną funkcję.
Rzeczoną straszliwość czeluści garażu w pewnym stopniu może obrazować fakt, że ostatni raz mieliśmy chomika jakieś dwanaście lat temu. No ale.

Szorowałam sobie tę kuwetę, wisząc w niewygodniej pozycji nad wanną, kiedy przyszła Figa i zaczęła drzeć mordę. Miskę miała pełną, żwirek czysty, była wyspana i wybawiona - więc wywnioskowałam, że po prostu nie podoba jej się mój brak atencji; bo tak się już zdarzało, że przychodziła do wanny i darła mordę, kiedy próbowałam umyć sobie głowę tudzież wykonać oczyszczający peeling mordy własnej.

Figa, na potwierdzenie moich przypuszczeń, wbiła mi się w łydę wszystkimi posiadanymi pazurami i kontynuowała nadawanie komunikatu. Nie mogąc pracować w takich warunkach, spróbowałam ją przytulić i pogłaskać, ale nie wyglądała na usatysfakcjonowaną moimi zabiegami i dalej darła mordę, to popatrując na mnie, to zaglądając do wanny. Aha.

Posadziłam więc ją na pralce nieopodal i powróciłam do szorowania kuwety. Figa usiadła, wyraźnie uspokojona i trwała w tej pozycji, obserwując moje poczynania, dopóki nie skończyłam.

Wygląda na to, że poznałam nowe słowo z kociego słownika: "Chcę widzieć, co robisz, pokaż, pokaż, podsadź mnie!"


Figa jest rozczarowana poziomem intelektualnym swojej starej.
PIĄTEK

Odbyliśmy konsultacje ze znajomym w sprawie dalszego karmienia kota będącego na głodzie. Znajomy jest właścicielem najlepszego sklepu zoologicznego w mieście, więc w naszych oczach stanowił również najlepszego eksperta na chwilę obecną oraz na miarę naszych sił i możliwości.

- NIE KUPUJCIE KOTU WHISKASA - zaapelował żarliwie i dodał: - W te wszystkie markowe karmy dodawane są jakieś substancje uzależniające, żeby zwierzak nie chciał żreć już nic innego.

Byliśmy cokolwiek zdruzgotani tą informacją. Przecież w składzie nie napisano nic o obecności benzoensanu sodu ani sorbinianu potasu! Jak producenci w ogóle mogą nie chcieć kierować się dobrem zwierząt? Rozumiem, że wszędzie jakieś świństwa w ludzkim żarciu, chemia, konserwanty i GMO - ale żeby narkotyki w kociej karmie?! Przypadeg?

- Nie sondze - odparł znajomy i zaproponował nam połtorakilogramowy wór ultrasupernajlepszej ever suchej karmy dla kociąt. W obliczu spisku spożywczego nie protestowaliśmy i skwapliwie przeznaczyliśmy na ten cel milion piniondzów.

Figa przestawiła się na nową karmę właściwie bezboleśnie; natomiast ja musiałam boleśnie przestawić swój sposób myślenia. Bo jeśli nasz znajomy też nie kierował się dobrem naszego zwierzęcia? Jeśli dostaje ekstra hajsy od firmy produkującej półtorakilogramowe wory ultrasupernajlepszej ever suchej karmy dla kociąt za każdy sprzedany półtorakilogramowy wór ultrasupernajlepszej ever suchej karmy dla kociąt???

Byłam szczęśliwsza, kiedy nie miałam o tym pojęcia. D:

_________________________________________________________________________________

Skarby Wy moje, wiem, że znowu to zrobiłam, i znowu wstawiam jakąś zapchajdziurę i zdjęcia kotów, i myślę sobie, że mi to ujdzie na sucho, a Wy tu liczyliście na jakieś konkrety i teraz Figę dostajecie - ale tak naprawdę to nie.

Ubiegły tydzień stał pod znakiem REMĄTU i REMAMĘTU oraz ogólnego chaosu; a na koniec - kiedy już myślałam, że mogę zająć się Ważnymi Sprawami - zepsuł nam się komputor. Także ten.

Ale remont jest już właściwie skończony, i pokój jest śliczny, i komputor jeszcze trochę dycha, więc mogłam w końcu spłodzić ten oto pościk.
(w ogóle, doceńcie, że nie zrobiłam relacji z remontu, jak na lajfstajlową bloggerkę przystało, i nie poczęstowałam Was serią zdjęć przed i po, artystycznych ujęć farby zmywalnej od sponsora i paneli dobieranych na podstawie słojów - a mogłam!)

Anyway - odpiszę na wszystkie komcie, i będzie też Simsodziałek!
Pewnie w środę. :D

Podobne posty

12 komentarze

  1. Do sprzątania kocich sików dobry jest ocet. Sprawdziłam. Nawet materac z łóżka przestał śmierdzieć... Tak, kot został przypadkiem zamknięty w pokoju. Ale wcześniej wystarczała mu doniczka z kwiatkiem. Widocznie postanowił dać nam karę, bo za dużo tych przypadków było -.-

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ocet w ogóle usuwa różne smrody - ale smród octu przyprawia mnie o cholerę, więc zazwyczaj nie używam...

      W ogóle, przez mój dom przewinęła się już czereda kotów i wszystkie sikały po kątach. Myślałam, że to geny, bo wszystkie były ze sobą spokrewnione - ale Figa jest zupełnie obca, a też sika. Może po prostu jestem złą kocią matką? D:

      Usuń
  2. Zdjęcia kotów są zawsze supcio.
    W ogóle to obecnie najchętniej zamieniłabym swoich współlokatorów na stado kotów. Serio, już wolałabym czyścić dywan z kocich sików, niż codziennie dowiadywać się nowych rzeczy o ludzkiej naturze :D.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety. koty w takim układzie będą mieć jedną, niepodważalną wadę - nie dołożą Ci się do czynszu, a dołożą koszty. :C

      Usuń
  3. Znajomy od sklepu miał rację, te najbardziej popularne polskie karmy (zwłaszcza te ogólnodostępne w marketach) są ogółem słabe składem. Warto go sobie przeczytać. Rzeczy takie jak "mięso i produkty uboczne pochodzenia zwierzęcego" lub "mączka z kurczaka" nie dają informacji, co to właściwie jest. Ani, ile w tym mięsa. Te źródła białka są przyswajalne, ale jest duża różnica z odżywczością mięsa, a skór, ścięgien, czy zmielonych dziobów. Jak producent daje dużo mięsa, to po prostu pisze "mięso" gdzieś na początku składu. Najlepiej, jak jest na pierwszym i drugim ;)
    Dopiero później można zobaczyć zboża, warzywa lub jakieś ekstrakty.

    Tanie karmy są z reguły chętniej jedzone niż te drogie. Czasem jest ciężko zwierzaka przestawić, ciekawe, dlaczego. No, może poza rc, ale rc to zupełnie inna bajka...

    Pozdrawiam i życzę sukcesów z wychowaniem Waszego dziecka :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aj waj D: Wygląda na to, że własnoręczne gotowanie zwierzakom jest nie tylko tańsze, ale i pożyteczniejsze dla ich zdrowia - a tak się zawsze zżymałam na żywienie naszych podwórkowych futrzaków resztkami z obiadu i kaszą gotowaną na kościach.

      Niestety, Fidze nic nie ugotuję, dopóki nie będziemy mieć własnej kuchni - zresztą, przyzwyczajenie kota do karmy jest nawet praktyczne, bo potem nie interesuje go ludzkie jedzenie i masz gwarancję, że nie ściągnie Ci kanapki ze stołu. Chyba, że z czystej złośliwości. :D

      Dziękujemy, dziecko też pozdrawia <3

      Usuń
  4. nie mogę się odkleić od ekranu - FIGA zawsze może być na
    początek i na koniec Twych postów, niezależnie od tematu!!!
    a najlepiej - kilka fot na boki tekstu :DDD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Większa ilość zdjęciów Figi jak nic doprowadzi widzów do cukrzycy, nie mogę tak ryzykować :D

      Usuń
  5. Przepiękne kocię <3 Szalenie fotogeniczne, więc im więcej zdjęć kota tym lepiej.
    A co do karm, to powiem Ci, że miałam podobne doświadczenia pedigree. Mój piesek tak się od tego uzależnił, że uskuteczniał piski, a nawet sam z siebie zaczynał robić sztuczki byle tylko mu dać. Jak się ukochane żarełko skończyło to tragedia i kilka dni ciągłego piszczenia, proszenia i fochów na normalne jedzenie. Potem już nie dawałam żadnej karmy tylko gotowałam rosołki, mięsko itp. Bo naprawdę aż strach. I nie tylko z karmami tak jest. Dlatego unikam sklepów zoologicznych. Aż strach czy to co oni tam dodają nie rozwali potem takiemu kociaczkowi zdrowia.
    W każdym razie. Figa jest przeurocza. Zasłodziłam się jej widokiem i nieźle uśmiałam z tego co piszesz. :) Więcej słodkich zdjęć koteczki! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo bym chciała robić jej więcej zdjęć, ale odkąd wyklarowała jej się osobowość, okazało się, że wcale nie jest z niej taka Figurka. :C

      Wygląda na to, że przemysł produkcji karm dla zwierzaków jest straszliwszy, niż ktokolwiek mógłby pomyśleć. W dalszym ciągu jestem zdruzgotana tym odkryciem.

      No weś, nie mogę dawać więcej Figi, bo Was zęby będą bolały! :D

      Usuń
  6. Mój nieodżałowany Bubcio wpierdalał KitKata. Jestem zła matką, bo mnie było wsio, za jedno, byleby żarł i trafiał do kuwety. Niestety Bubcio po kitkacie miał gazy. I to takie, że się mózg marszczy. Kiedyś opierdział moją przyjaciółkę, a ona się śmiała, bo miała katar i była w ciąży. I co? I jej dziecko ma autyzm! I ona ciągle mi wypomina tamte piardy! Nie dawaj kotu whiskasa i kitkata!


    A na serio, to faktycznie dzieciak koleżanki jest zaburzony i ona twierdzi, że to wina mojego kota. Niestety winowajca gryzie piach (nie kable), to nie ma jak tego zweryfikować na innej ciężarnej.

    Także ten... kitkata nie dawajcie!

    Ps.: Na co wam tyle kabli? To jakaś rodzinna kolekcja? Fetysz może? :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Eee... urzekła mnie Twoja historia?
      (wiem, że jest mnóstwo głupich przesądów dotyczących ciężarnych, ale że o pierdzeniu kota też???)

      Oj no, normalne kable do urządzeń - komputor, laptok, telewizor, konsola, dwie lamki i ładowarki do telefonu - sama se oceń, czy to standard, burżujstwo, czy fetysz. :D

      Usuń

Fajnie, że jesteś! Możesz napisać mi komcia, korzystając z tego oto miniporadnika formatowania:

[b]tekst[/b] - pogrubienie
[i]tekst[/i] - kursywa
[a href="www.jakaśstrona.pl"]tekst[/a] - link ukryty

Zamiast nawiasów kwadratowych [] wstawiamy nawiasy ostre <>

Polecany post

Sims 4 - Legacy Challenge - prolog

Dziś będę odtwórcza  mam dla Was coś niesamowitego - Legacy Challenge dla Sims 4! Zainspirowana Projektem "Prokrastynacja" mego ...

Facebook

Blogger

Subscribe