Potwór muzyczny #6

12:40

Zdjęcie z prywatnego archiwum, bo czemu nie.

Przyznam, że sama nie sądziłam, że tak szybko po ostatnim Potworze poczuję potrzebę napisania kolejnego - ale kiedy usłyszałam nowy utwór Strachów na Lachy, na domiar złego pełniący rolę Piosenki Dnia Trójki, po prostu nie mogłam się powstrzymać. Zacznijmy jednak od rysu historycznego, czyli... srogiej prywaty.

Chcąc przybliżyć historię tej grupy po prostu nie mogę nie sięgać do rodzinnych wspomnień, lokalnych smaczków i prywatnych przeżyć. Zespół ten wyrósł wszak na pilskim gruncie, i ja również na tym gruncie rosłam; ale gruncie już użyźnionym świeżym źródłem żywych miejskich legend.

Debiut sceniczny Grabaża - lidera Strachów - miał miejsce w 1984 roku. W tym okresie jedynym słusznym miejscem dla debiutu scenicznego nikomu nieznanego zespołu rockowego, zwanego wówczas "Ręce do Góry", był oczywiście Jarocin. I nie sprzedaję Wam tej informacji dlatego, że tak jest napisane na Wikipedii (chociaż jest), ale dlatego, że tę historię opowiedział mi tata, który był chyba na każdym istotnym historycznie jarocińskim festiwalu, a na ten konkretny festiwal jechał akurat z Rękoma do Góry w jednym przedziale.

W składzie Rąk do Góry poza Grabażem był również jeden niepozorny pilski gitarzysta (o którym Wikipedia już nie wspomina). Jego kariera muzyczna przegrała w starciu z zamiłowaniem do ornitologii; w ostatecznym rozrachunku poświęcił się sprawom naukowym i został nauczycielem biologii w I LO w Pile, do którego sam, wraz z Grabażem, wcześniej uczęszczał. 

Grabaż w utworze Piła Tango wspomina o tym liceum. Był to jeden z powodów, dla których je wybrałam. Innym powodem były niezwykłe historie krążące o pewnym nauczycielu biologii, który potrafił rozpoznawać ptaki po głosach, dysponował poniemieckim artefaktem w postaci stuletniego banana w formalinie i odmawiał skutecznego nauczania biologii w obawie przed robieniem sobie konkurencji na rynku pracy, a w nocy potajemnie zmieniał się w gitarzystę kolejnego nikomu nieznanego zespołu. Miałam okazję się przekonać, że wszystkie te historie oraz wiele innych, których dziś nie przytoczę, były prawdą. Lekcje biologii dały mi życie i siłę do przetrwania w tej szkole, dlatego z tego miejsca serdecznie pozdrawiam pana Czopera. <3

Zdjęcia, którymi ilustruję dzisiejszy wpis, zostały zrobione podczas koncertu Strachów w pilskim "Browarze" w styczniu 2009 roku.
Koncert poprzedzony był licytacją dla WOŚP, na której znalazły się fanty w postaci pojedynczych sztuk autografowanych przez cały zespół gadżetów. Zgadnijcie, do kogo trafił powyższy plakat?

Do tej laski. Tak, to gimbazjalna Lunatyczka, jak zawsze pod samą sceną!
Jak widać na załączonych obrazkach, Strachy na Lachy były jednym z tych tru zespołów, których słuchałam jako mhroczny emo-gimbusek, i były moim ulubionym, jeśli chodzi o bieganie na koncerty; przy czym bieganie na koncerty uskuteczniałam nie tylko dlatego, że dzięki temu miałam możliwość posłuchania na żywo dobrej muzyki z dobrymi tekstami, serwowanej przez dobrą ekipę - ale przede wszystkim mogłam nacieszyć oczy Longinem.

Wy również nacieszcie oczy Longinem, nie krępujcie się.
Longin to basista Strachów i emanuje ze sceny takim rodzajem zwierzęcego magnetyzmu, który dawał w owym czasie mnie i moim koleżankom nie motylki, a prawdziwe roztrzepotane synogarlice zauroczenia. Oczywiście było-minęło, ale... jak tak patrzę na zdjęcia z tych koncertów, to zupełnie się nam nie dziwię. I czasem jeszcze coś we mnie trzepocze, kiedy przypadkiem napotykam Longina na mieście.

Bo tak, mogę sobie napotkać Longina na mieście, bo Strachy to naprawdę lokalny, pilski zespół, więc chociażby z tego względu po prostu nie mogę ich nie lubić!
Okeeeej, to nienajlepszy argument, bo na przykład Verba to też lokalny pilski zespół. Ale o Verbie nie rozmawiamy. NIGDY.


No, porozczulałam się, powspominałam, teraz możemy przejść do części merytorycznej.

Trzy lata po Rękach do Góry Grabaż przy pomocy Andrzeja "Kozaka" Kozakiewicza założył Pidżamę Porno, grupę już powszechnie znaną i wpisaną w historię polskiego rocka dzięki brzmieniu charakterystycznemu, lecz klasycznie studencko buntowniczemua następnie w 2002 roku ci sami panowie wyhodowali na bazie Pidżamy nowy zespół - Strachy na Lachy, o nieco innym składzie i w nieco innym stylu. Pozostał jednak ten sam rdzeń - Grabaż, Kozak oraz Kuzyn - co było na tyle wystarczającym gwarantem jakości, by publika chętnie przyjęła to, co panowie mieli do zaoferowania. A mieli do zaoferowania równie dobre i charakterystyczne brzmienie, co skład Piżamowy, ale wzbogacony o wyrazistą nutę dojrzałej surowości.

Jednak choć muzycznie wciąż zachowują jakość i specyfikę brzmień, to jednak w mojej opinii najistotniejszym atutem ich działalności nieodmiennie pozostają teksty, których autorem jest sam Grabaż, i których spora część z powodzeniem funkcjonuje jako wiersze - a pisanie tekstów, które dają sobie radę z aranżacją muzyczną równie dobrze co i bez, nie jest łatwą sztuką. Poza muzyczną użytecznością poezja Grabaża ma w sobie również coś takiego, co można by określić jako liryczność hiperrealistyczną - poszukiwanie złota w rynsztoku codzienności.

I dlatego to, co dzisiaj przedstawiam, rani na wskroś nie tylko moje poczucie estetyki, ale również moje poczucie, że Grabaż wielkim poetą był.



Strachy na Lachy - Twoje motylki


źródło tekstu: tutaj

Twoje motylki lżejsze niż puch
Muskają się po nieba okruchach

A miało być tak pięknie. Gitarki tak ładnie sobie chodziły, perkusja jeszcze nie zaczęła być irytująca, tworzył się wręcz podejrzanie pogodny klimat, i już przygotowywałam się na jakiś dobry początek wokalny... a tu pierwsze pół zdania i nokaut przez kiepską metaforę i kulawą gramatykę. Nie jest dobrze.

Przyjrzyjmy się uważniej powyższym wersom. Czy ta konstrukcja nie wygląda znajomo? Czy nie bardzo podobnie zaczyna się utwór Twoje oczy lubią mnie, bo od słów: Twój niewyraźny głos / muska się po pięciolinii?

Osłuchałam się z utworami Grabaża na tyle, że wiem, że lubi wplatać w teksty nawiązania do innych swoich tekstów, i to jest zawsze przyjemny smaczek dla takiego wytrwałego tropiciela toposów, który te teksty sobie analizuje i wyłapuje most między jednym a drugim, i tak, znów mówię o sobie. W każdym razie - zazwyczaj było to odkrycie przyjemnie smyrające odbiorcę w zmysł uważnego słuchacza. Tutaj jest dosyć... bolesne. A boleść ta leży w samym źródle nawiązania.

"Muskanie" nie jest zbyt dobrym materiałem na stworzenie czasownika zwrotnego. Na bardzo upartego można oczywiście powiedzieć "muskali się dłońmi/czymś tam" przy opisie jakichś delikatnych karesów, które zakładają wzajemność w fizycznym kontakcie, ale w żadnym innym wypadku "muskanie się" nie będzie brzmiało dobrze; a "muskanie się po czymś" to w ogóle iście kosmiczna konstrukcja, która zwyczajnie nie ma prawa bytu - po prostu nie można muskać się po czymś, jeśli to coś jest jakimś odrębnym, nierzeczywistym obiektem pokroju pięciolinii z pierwowzoru, czy zastosowanych powyżej "nieba okruchach". Ta fraza jest tak toporna i niezręczna gramatycznie, że aż mi autentycznie przykro, i nawet nie da się jej obronić prawem autora do naginania zasad języka na potrzeby poetyckości - bo to nie jest, kurna, poetyckie, to niczego istotnego nie wyraża, to jest zwyczajnie puste znaczeniowo.

W ogóle co to za banalne porównanie - "motylki lżejsze niż puch"? Serio? Czekam na "kruki czarniejsze niż noc" czy coś w tym guście. I jak można porównać coś lekkiego do czegoś wręcz równoznacznie lekkiego i oczekiwać, że takie porównanie spełni swoją funkcję stylistyczną, że kogoś to, sama nie wiem, zachwyci? Zaskoczy? Zastanowi? No bez jaj.


Kiedy dotkną mnie trochę niżej niż brzuch
Dobry Bóg nas dzisiaj posłucha.

He sayz
"niżej niż brzuch", huehuehue ( ͡° ͜ʖ ͡°) ( ͡° ͜ʖ ͡°) ( ͡° ͜ʖ ͡°)

I zauważcie, że dalej jest "Bóg nas posłucha" a nie, na przykład, "wysłucha", co daje nam pod rozwagę kolejny uroczy podtekst, no bo oznacza, że, oh well, to szczęśliwy dzień dla podmiotu lirycznego, i będzie głośno, będzie radośnie.

Na tym etapie byłam gotowa uznać, że piosenka jest o seksach i w ogóle wolnej miłości. I tak uznałam, ponieważ, jak to zwykle mam w zwyczaju, analizowałam sam tekst bez teledysku. Na koniec analizy natomiast zdecydowałam się obejrzeć również teledysk, tak dla kompletu doznań - no i teraz zastanawiam się, czy można było zrozumieć ten utwór zupełnie inaczej, niż jest napisany, bo teledysk prawie wcale do niego nie pasuje.

Z drugiej strony, Strachy nie słyną ze szczególnie udanych teledysków, więc może niepotrzebnie się przejmuję. Wrócimy do tego później.


Jestem tu, bo ty tego chcesz

Jesteś tu, bo ja tego chcę
Jestem tu, bo ty tego chcesz
Jesteś tu, bo ja tego chcę

Oh my, ten refren jest tak wyszukany, że aż nie wiem, co z nim zrobić. No bo... on jest, bo ona chce, żeby on był, oraz ona jest, bo on chce, żeby ona była.

W sumie fajnie mają. Jak ja chcę, żeby była czekolada, to jej niestety zazwyczaj nie ma, ale może dlatego, że to musi być pragnienie wzajemnie zwrotne?


Bez odpowiedzi i zbędnych pytań
Czy to jest miłość, czy przyjaźń
Dziś należymy już tylko do siebie
Dobry los będzie nam sprzyjał.

To akurat jest zwrotka, do której nie mogę się przyczepić, bo nie dolega jej nic poza lekką banalnością. Poza tym całkiem ładnie zarysowuje sytuację jako impresję ze skomplikowanego życia uczuciowego podmiotu lirycznego, które najwyraźniej właśnie doczekało się konkretnego finału. Mogę również pochwalić rytmikę oraz zgrabne zastosowanie ciekawego i nieźle brzmiącego rymu niedokładnego przyjaźń-sprzyjał.

(I nawet teledysk przy niej nie zgrzyta.)


Jestem tu, bo ty tego chcesz
Jesteś tu, bo ja tego chcę
Jestem tu, bo ty tego chcesz
Jesteś tu, bo ja tego chcę

No i wracamy do tej mniej udanej części tekstu. Dalej nie wiem, co mam zrobić z tym refrenem.


Nie wiem sam, co by się ze mną stało,
Gdybym ciebie nie poznał,
Na nikogo już czekać nie miałem,
Dobry czas dał nam się spotkać

Dobra, sens się posypał, rytm się posypał, a banalność tekstu osiągnęła milion i rośnie. Grabaż, co się z Tobą dzieję, chłopie, serio pytam.

To jest dobry moment, żeby zwrócić uwagę na motyw, który powtarza się w każdej zwrotce. Cały utwór przepleciony jest dyskretnie lśniącą nicią przeznaczenia lub dowolnego innego czynnika sprawczego, który daje nam wrażenie, że historia podmiotu lirycznego dzieje się sama, że on sam uczestniczy w niej w sposób bierny, a wszystko, co go obecnie spotyka, to dzieło jakichś tajemnych sił wyższych. Dzieje się to między innymi za sprawą zdań każdorazowo kończących zwrotki czymś "dobrym". Sam zabieg jest oczywiście godny pochwały - gorzej z wykonaniem.

I tak w pierwszej zwrotce jest dobry Bóg, w drugiej dobry los... a dla trzeciej już zabrakło sensownej siły wyższej, więc mamy dobry czas, który dał się spotkać. No kurna.

Ja wszystko rozumiem, liryka i tak dalej, no ale nie, czas, który dał się spotkać, jest liryczny w sposób wręcz ujemny. Można powiedzieć "czas mi na [dowolną rzecz] pozwolił", czy "czas dał mi zrobić [dowolną rzecz]" ale naprawdę, wierzę że są zdania mniej kojarzące się z dotrzymywaniem deadline'ów i zgrabniejsze stylistycznie, którymi można wyrazić taką myśl.

Generalnie ta strofa jest tak prozaiczna, że aż smutek tyłek ściska. W odbiorze zupełnie nie pomaga płytka jak przydrożna kałuża linia melodyczna - ciekawe gitary już nie ratują sytuacji, bo grają w kółko jeden ciekawy motyw, a do tego perkusja napieprza non stop w rytmie równie ogranym, co stosowane przez Grabaża metafory. Mam wrażenie, że tylko krok dzieli nas od przejścia do disco polo i jedynie charakterystyczny wokal przytrzymuje ten utwór w gatunku reprezentowanym przez zespół.

Oraz - słuchając tekstu budowałam sobie obraz historii, w której podmiot liryczny i jego obiekt westchnień po długoletniej znajomości dojrzeli do decyzji, by tę znajomość skonsumować, nie analizując, czy coś z tego wyjdzie, ponieważ #yolo. Tymczasem teledysk opowiada o... wakacyjnej miłości gimbazy?

Nie, żebym umniejszała wakacyjnym miłościom gimbazy, no ale na podstawie samego tekstu nie wpadłabym jednak na pomysł, że podmiot liryczny jest osobą, która bez zastanowienia zaatakuje ochroniarza w sklepie, żeby pomóc swej wybrance ukraść dużego Nussbeissera. I teraz zagwozdka - która wizja podmiotu jest właściwa?


Jestem tu, bo ty tego chcesz
Jesteś tu, bo ja tego chcę
Jestem tu, bo ty tego chcesz
Jesteś tu, bo ja tego chcę

Przegrywam z tym referenem, serio.


Nim o północy zawyją wilki,

Księżyc stanie się błogi

Okej, przyznaję, oczekiwałam kolejnego banału, ale wilków wyjących o północy mimo wszystko się nie spodziewałam. Odmawiam przyjęcia, że to tak na poważnie. Zresztą, moją uwagę skutecznie odwraca "błogi" księżyc.

JAK. Proszę, niech mi ktoś powie. JAK Księżyc może stać się błogi. Jak cokolwiek może stać się błogie. Przecież "stanie się" zakłada wpływ czegoś na coś, co pod tym wpływem nabiera jakichś cech. Jak cokolwiek może wpłynąć na cokolwiek, żeby cokolwiek nabrało cech błogości. Jak jakikolwiek obiekt fizyczny może być błogi, skoro błogość dotyczy raczej uczuć i zjawisk, a na pewno nie ciał niebieskich. Jak można tak źle napisać tekst i go nie poprawić.

Przecież ja się tu rozpłaczę chyba zaraz.


Po plecach nam przejdą już inne motylki,
Dobry sen dobrze nam zrobi.

Ale... ale jak to "po plecach"?...

Widzicie, nawet doceniłabym to zdanie, bo widzę, co autor chciał osiągnąć i jak przewrotnie połączyć frazeologicznie zasadne dreszcze chodzące po plecach z tymi swoimi motylkami - ale to nie działa, bo tekst nas na to nie przygotował.

Do tej pory obrywaliśmy po twarzy topornymi, prostymi zdaniami mówiącymi dokładnie to, co miały oznaczać, ewentualnie dostaliśmy srogi wpiernicz przy pomocy najbanalniejszych zwrotów znanych literaturze, względnie potykaliśmy się na wyboistych metaforach i wpadaliśmy wraz z autorem we wnyki gramatyki - a tu nagle taka śmiała zabawa słowem? Sorry, nie kupuję tego. Nie w chwili, kiedy leżę połamana w rowie po tym, co zrobił ze mną ten tekst.

Poza tym, droga wycieczko, w tej strofie mamy kolejny trop, który świadczy o tym, że podmiot liryczny etap gimbazy ma jednak za sobą od pewnego czasu - ma świadomość, że po plecach mu przejdą te nieszczęsne inne motylki, które są metaforą jakichś zaprzeszłych zauroczeń; a więc można wywnioskować, że ma w zauroczeniach doświadczenie. Poprzednie tropy świadczące o dojrzałości podmiotu mamy w strofie drugiej: dziś należymy już tylko do siebie, co sugeruje, że minęło sporo czasu, odkąd podmiot zdecydował się na zbliżenie z drugą osobą, a także w strofie trzeciej, gdzie mówiąc na nikogo już czekać nie miałem podmiot niejako przyznaje, że ma za sobą nieco więcej związków, a ten na pewno będzie już jego ostatnim.

Tekst nie jest jakoś dalece zmetaforyzowany, te komunikaty są dość jasne. Tymczasem twórca teledysku zrobił teledysk o gimbazie. JAK. CZEMU.

A może to taka meta-metafora, może chodzi o to, że nowo odkryte uczucie ujęło podmiotowi i jego wybrance trzydzieści lat, i że czują się teraz tak młodzieńczo zakochani, z tymi motylkami i w ogóle? Tylko w takim wypadku ten teledysk ma rację bytu.

Chociaż... scena kradzieży dużego Nussbeissera nie obroni się w żadnej interpretacji.


Jestem tu, bo ty tego chcesz
Jesteś tu, bo ja tego chcę
Jestem tu, bo ty tego chcesz
Jesteś tu, bo ja tego chcę

Ja jestem tu, bo ty tego chcesz,

Ty jesteś tu, bo ja tego chcę
Ja jestem tu, bo ty tego chcesz
Ty jesteś tu, bo ja tego chcę

Nie. Po prostu nie.


Ale wiecie, co jest w tym najgorsze? Że jest to utwór promujący płytę, która ma się pojawić na jesieni. Zazwyczaj jako utwór promujący płytę wybiera się jedną z lepszych piosenek, jakie ta płyta zawiera. Więc jeśli to jest jedna z lepszych piosenek, to... to boję się tej płyty.

A jeszcze bardziej boję się, że ta piosenka jest pisana dla pieniędzy.

No bo serio? Sztampowy tekst o sztampowej miłości? Sztampowy muzycznie utwór z najprostszymi aranżacjami świata? Sztampowy teledysk o niegrzecznym romansie małolatów z obowiązkowym elementem erotycznym? To są Strachy na Lachy czy Agnieszka "Królowa Łez" Chylińska? Oraz: czy zespół zdecydowałby się na obniżenie własnej poprzeczki i realizację takiego lekkiego wakacyjnego szitu gdyby wiedział, że nie przyniesie mu to co najmniej rozgłosu?

Właściwie wolę wierzyć, że tak. I że świadomie zrobili takie badziewie dla masowych odbiorców. Bo jeśli nie, to znaczy, że Strachy się skończyły.

____________________________________________________________________________________________________________________

I jak zawsze trochę randomowych prywatnych przemyśleń!

Po pierwsze: zamiast dzisiejszego posta miała być jutro Niedzielalka, no ale wolałam kuć Potwora, póki gorący - a miałam wybitnie potworne natchnienie, bo ten utwór jest wprost stworzony do analizy; w końcu jest wierszem! A przynajmniej mógłby nim być, gdyby nie był piosenką pisaną dla pieniędzy.

Poza tym, nie wiem jak u Was, ale tutaj pogoda jest niezbyt letnia i nie nastawia mnie zbyt entuzjastycznie do robienia zdjęć w plenerze - a planowana niedzielalka musi być zdjęciowana w plenerze, bo tylko w plenerze będzie dobrze wyglądać. I przyznam, nawet już ją obzdjęciowałam, ale zdjęcia są średnie i przerwane przez deszcz, i zastanawiam się, czy będę miała czas, żeby powtórzyć tę sesję, czy może jednak sobie darować, bo i tak nic lepszego mi z niej nie wyjdzie. No cóż, przekonacie się w przyszłym tygodniu. :D


Po drugie: dostałam cynk, że jeden sławny bloger, który zajmuje się analizami złych książek, niedawno zajął się analizami złych piosenek. Analizy trwają po trzy minuty, zawierają może po trzy faktycznie merytoryczne komentarze, podczas gdy reszta to śmieszki ad personam i mem-montaż - i to jest podobno fajne, ludzie oglądajo, lajkujo i w ogóle. Chyba robię coś źle. 

Anyway, wraz z tym cynkiem dostałam również propozycję, aby rozszerzyć moją działalność internetową na YouTube. Przyznaję, że myślałam o tym już za czasów sławetnej ankiety i wcześniej, no ale jednak wciąż się wzbraniam, bo co prawda mam na to kilka pomysłów, ale nie mam sprzętu, warunków, ładnej mordki, radiowego głosu, filmowego skilla, a przede wszystkim CZASU. Filmy to milion czasu. Milion razy dwa, jeśli nigdy się tego nie robiło. Milion razy trzy, jeśli nigdy się tego nie robiło plus nie ma się tych wszystkich wyżej wymienionych rzeczy. Ciężkie życie ziemniaka.

Ale jeśli skłonię się ku youtubowaniu, to zacznę od gościnnych występów w cudzych Simsach! :D


Po trzecie: Pilkon ciągle idzie! Już tylko dziewięć tygodni! Tak, dziewięć. I w zeszłym tygodniu też było dziewięć. Przyznaję, ten błąd, a wręcz wiel-błąd, wynika wyłącznie z mojej osobistej dysmatematii, dyskalendarii i ogólnie dysmózgii. Nie wiem, jak ja te tygodnie liczyłam, ja pierdzielę, w każdym razie - teraz chyba jest już dobrze. Chyba. Dziewiąty września wypada za dziewięć tygodni. Prawda?..  ;_;

Zresztą, po co nam to, przecież szczęśliwi czasu nie liczą!

A jeśli ciekawi Was postęp prac nad Pilkonem, to chętnie przygotuję na przyszły tydzień raport specjalny. A w nim - uwaga - dwa konkursy, w których możecie sobie wziąć udział. Chcecie? Mówcie!

Podobne posty

14 komentarze

  1. Jej! Potwór Muzyczny! Chętnie wezmę udział w konkursie, ale to nie to województwo, ja ze świętokrzyskiego, nie wiem czy się zgra. U mnie albo słoneczko, ciepło albo bum-burze. Analiza jak zwykle cudowna. W sumie na jutubach nie musisz ujawniać twarzy i zająć widzów animacją. Ty świetnie rysujesz! Wierzę w ciebie! Może kiedyś po Pilkonie weźmiesz trochę czasu i coś z tego wyniknie. Pozdrawiam cieplutko, J.O. Mam nadzieję, że wszystko będzie okej.
    <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Damn, świętokrzyskie jest w cholerę daleko. Ale regulamin nie wspomina, że ewentualną nagrodę trzeba odbierać osobiście, ani że obecność na ogłoszeniu wyników jest obowiązkowa - wiem, bo sama go pisałam - więc spoko, bieraj udział w konkursie, najlepiej jednym i drugim. :D

      Ojeżuuu, przecież animacja to milion razy milion czasu, nawet gdyby miała wyglądać jak ten gif na końcu analizy. ;_; Nie, jeśli kiedyś wezmę się za jutuby, to niestety będę chciała raczyć świat własnym ryjem.

      A po Pilkonie czeka mnie kolejny Pilkon. It never ends. D:

      Usuń
  2. P.S. Widziałam wiele blogasków, ale to zdecydowanie najlepszy na jaki dotąd trafiłam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Lunatyczko, pamiętasz ,, skalny tors wypięty" w jednym z potworów? Myślę,że znalazłam wyjaśnienie zdania:,, My polacy od stu kacy już od tego w dali" -ale tego nie będę tu pisać, bo jest już pod potworme.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeśli nie założysz kanału na youtubie, to sama przyjdę do ciebie i cie zmuszę! Musisz tego pewnego ekhem pseudo gwiazdora internetó wygryźć! Dziękuje za link do mojego kanału i od razu mówie, że Poznań czeka otworem na twe pojawienie się na moich livach!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Huh, w sumie daleko nie masz. :D

      Nie chcę wygryzać znikąd żadnych gwiazdorów, mam wrażliwe zęby.

      Jak ogarniesz, albo jak ja ogarnę, jak nagrać lajwa z osobą towarzyszącą, to bierę normalnie własny mikrofon, którego nie mam, i ruszam w podróż życia, by opanować świat za pośrednictwem Twoich Simsów!

      Usuń
  5. ależ Lunatyczko - nie pojęłaś głębokości tekstu onego?!

    toż to egzystencjonalne rozterki są: ani Bóg, ani Los
    ani nawet Czas nie ukoił Podmiotu Lirycznego - jeno Ona,
    Motylkowa Panienka - co zaowocowało jakże brzemiennym
    błogostanem - błogim księżycem - po chwilach uniesień
    nie tylko słońce zachodzi wszak, prawda? a co potem
    zostaje Kochankowi - jeno wyć do księżyca jak wilki -
    wataha Ojców w kółku wzajemnego wsparcia poporodowego!

    ten utwór rozpoczyna zapewne cały Ludzki Żywot ujęty
    na maleńkim dysku, niby na planecie z dawnych wyobrażeń!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O kwiiiik, Inko, zrobiłaś mi dzień, noc i wszystko! XD Jak ja mogłam tego nie pojąć, o ja niegodna!

      Usuń
  6. Ten gwiazdor jest popularniejszy bo YouTube jest popularniejszy od blogów. Młodzież ciągnie do filmów. A może księżyc stał się błogi, bo im było tak dobrze, że księżycowi też się to udzieliło?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, zapomniałam, że ta dzisiejsza młodzież taka nieczytata jakaś. :D

      To nawet miałoby sens, tylko że księżyc się właśnie nie stał, a miał się stać, a nie mógł się stać od ich poczynań, bo oni szli spać właśnie, zanim on się stał. Oh well.

      Usuń
  7. Lunatyczko. Znalazłam pewien utwór od wykonawców, których zapomniałam zwący się:,, Jak skarpeta" Czy rzucisz na to okiem?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurczę, z utworów ze skarpetami w tytule znalazłam tylko "Białą skarpetę i sandał", ale chyba nie o niego chodzi - może jakiś fragment tekstu? D:

      Usuń

Fajnie, że jesteś! Możesz napisać mi komcia, korzystając z tego oto miniporadnika formatowania:

[b]tekst[/b] - pogrubienie
[i]tekst[/i] - kursywa
[a href="www.jakaśstrona.pl"]tekst[/a] - link ukryty

Zamiast nawiasów kwadratowych [] wstawiamy nawiasy ostre <>

Polecany post

Sims 4 - Legacy Challenge - prolog

Dziś będę odtwórcza  mam dla Was coś niesamowitego - Legacy Challenge dla Sims 4! Zainspirowana Projektem "Prokrastynacja" mego ...

Facebook

Blogger

Subscribe