Sims 4 - Legacy Challenge - Pokolenie #2 - Alice pracuje, Lucy dorasta, Malcolm się wprowadza

21:45




Dzisiejszy simsodziałek rozpoczniemy od przebiegnięcia się Alice po parcelach, które zaoferował nam dodatek Witaj w pracy. Pragnę w tym miejscu zadedykować odcinek anonimowemu sponsorowi tegoż pakietu, którego nieszczęście w postaci zgubionych oszczędności stało się moim (i czytelników!) szczęściem; jego mamie uboższej w ten sposób o okolicznościowy upominek; oraz przyrodzie, w której nic nie ginie. 

Jak już wspomniałam, Witaj w pracy wzbogaca Sims 4 o jedno miasto - Magnoliową Promenadę. Składa się ono z jednej pustej parceli, trzech parcel ze sklepami oraz pewną ilością terenów zielonych i chodniczków pomiędzy. 

Pewna ilość terenów zielonych i chodniczków pomiędzy.
Pierwszy sklep, do którego wstąpiła Alice, prezentuje się następująco:



Tak, nie mylą Was oczy - nie ma tam niemal nic godnego uwagi!

Sklep działa w następujący sposób - po wskazaniu wybranego przedmiotu kursor zmienia się w ikonkę etykietki, co oznacza, że wskazany przedmiot można kupić. Kliknięcie ukazuje opcję zakupu danej rzeczy z podaną w nawiasie odpowiednią ceną oraz, ewentualnie, opcję przymiarki (w przypadku manekinów i widocznych na nich zestawach ubrań).

Zdziwiło mnie, że sklep jest taki biedny - parę ekscentrycznych mebli z trybu kupowania oraz kilka brzydko ubranych manekinów? No ale cóż, może niesamowite możliwości i zawartość nowego dodatku ujawnią się dopiero podczas podejmowania zakupowych interakcji.

Ponieważ Alice nie była zainteresowania ani kupnem dresu, ani nowoczesnych mebli, przeszła do drugiego sklepu w nadziei, że znajdzie tam coś ciekawszego. Okazało się, że jest to coś na kształt domu mody.



Przymierzanie ubrań wygląda następująco - Sim przebiera się obok manekina w to, co manekin ma na sobie, i stoi w przymierzonych ciuchach, dopóki czas przymiarki nie upłynie. 

Zestaw, który przymierzyła Alice, jest jednym z moich ulubionych, ponieważ jest ładny oraz... jest ciuchem z kategorii ciuchów Na całe ciało dostępnych w trybie ubierania - naprawdę, wysilili się projektanci sklepu jak cholera.

Jakby tego było mało - wszystkie manekiny w sklepie są ubrane tak samo. A jakby jeszcze tego było mało - ubrań z wieszaków widocznych na piętrze nie da się kupić, ba! nie da się kupić nawet całego wieszaka jako przedmiotu. I jakby jeszcze tego wszystkiego było mało - można kupić za to ubrania, które leżą złożone w kostkę na ławach. Dostajemy wówczas... ubranie złożone w kostkę. Które możemy położyć sobie na ławie.

Powstrzymując się na razie od oceny, przejdźmy do trzeciego i ostatniego sklepu w mieście.



Okazało się, że jest to sklep z przedmiotami kolekcjonerskimi; co byłoby nawet ciekawe, gdyby nie to, że ich przeważająca większość to przedmioty, które znajduje się najczęściej. Po bliższym przyjrzeniu się wystawom zauważyłam, że w sprzedaży mają tu również dziecięce zabawki z kufra dostępnego w trybie kupowania, oraz takoż dostępne w trybie kupowania gitary i dziecięce lampki nocne w fikuśnych kształtach. 

Było też kilka przedmiotów, z którymi nie zetknęłam się wcześniej - samochodziki, stateczki, kolejka i figurka ziomka z połową mięśni na wierzchu - ale nie dam głowy, czy są to rzeczy dostępne jedynie w sprzedaży sklepowej (szczerze wątpię) czy to po prostu kolejne durnostojki z trybu kupowania, o które wzbogacił grę nowy dodatek.

Inną ciekawą rzeczą był fakt, że w każdym sklepie za ladą stał ten sam facet. Najwyraźniej nie prosperują one zbyt dobrze.


Alice zdecydowała się w końcu wypróbować ten unikalny system zakupowy nowego pakietu - i kupiła sobie lampkę. Podeszła do postumenciku i złapała przedmiot, a w jego miejscu na postumenciku pojawiła się ikonka informująca o braku towaru. Następnie poszła do domu, zostawiwszy mnie ze szczęką w piwnicy.

To w każdym sklepie na środku stoi wyrąbista lada, a za nią ekspedient - po to, żeby sobie stali i pełnili funkcje dekoracyjne?! Ani na ladę, ani na kasę kliknąć się nie da, a ekspedient nie oferuje żadnego wachlarza sklepowych interakcji. Za to można sobie z nim pogadać, jak z każdym przeciętnym Simem.

No więc po jaką cholerę to wszystko tam sterczy? Żeby sklep był bardziej sklepowy?!

Podsumowując.

Co fajnego jest w sklepach? NIC.
Lwią część dostępnych w sprzedaży przedmiotów nasz Sim może wstawić sobie do domu bezpośrednio z trybu kupowania; i zapłaci mniej, niż w magnoliowych galeriach. W przypadku ciuchów jest jeszcze gorzej - sklepowe ubrania z manekinów, warte majątek, można wyciągnąć z simowej szafy za darmo - bo są dokładnie takie same.

Chciałam porównać ten tryb ze sklepami z pierwszej części gry, które oferował dodatek The Sims: Randka; no ale nawet tam w sklepie można było kupić rzeczy, których w trybie kupowania czy ubierania nie było! Można było kupować eleganckie suknie i smokingi, albo seksowne piżamki; i można było kupować upominki dla drugich połówek - słodycze, pluszaki, biżuterię; i można było kupować tematyczne czasopisma, których czytanie modyfikowało punkty zainteresowań; i można było kupować rzadkie, specjalne produkty spożywcze; i można było pójść do restauracji, w której Sima obsługiwał prawdziwy kelner.

To było wiele lat temu, więc oczywistym jest, że po czwartej wersji tej samej gry oczekiwałam czegoś przynajmniej równie interesującego - jeśli nie lepszego. Tymczasem dostałam wielkie nic; chyba że powinnam odczytać te parcele jako zestaw teaserów, które zostaną wzbogacone za pośrednictwem przyszłych aktualizacji. 

Bo niewątpliwym teaserem, który sprawił, że pomyślałam o Magnoliowej Promenadzie nieco cieplej, jest to:


Prom w porcie! Nieaktywny, ale gotowy do zagospodarowania i uruchomienia! How cool is that?

Miło, że EA przygotowuje grę, zostawiając sobie maksymalną ilość otwartych furtek do późniejszego wykorzystania. Szkoda, że jak na razie pozostawili graczy na urokliwym skwerku, który otaczają wyłącznie otwarte furtki prowadzące donikąd.

W każdym razie - Magnoliowa Promenada na chwilę obecną nie oferuje właściwie niczego. Ale był to punkt widzenia konsumenta. Może z punktu widzenia właściciela takiego sklepu sprawa wygląda zupełnie inaczej i gra nagle stanie się wspaniała i wartościowa. Teraz jednak się tego nie dowiemy, bo żeby otworzyć sklep, trzeba na Magnoliowej Promenadzie kupić i odpowiednio zagospodarować działkę. A sama działka kosztuje 3 tysiące.

Właściwie liczyłam skrycie na możliwość rejestracji własnej działalności i możliwości utworzenia takiego miejsca pracy w domu - podobnie jak w Sims 3 - no ale nie. Jak się chce mieć sklep, to trzeba się budować w mieście obok. Być może kiedyś któryś z członków rodziny dorobi się na tyle, by dodatkowo być sklepikarzem i wtedy przekonamy się, jak to wygląda.

Powróćmy jednak do naszej opowieści o sadze Astronomo(no)vów!


W ostatnim odcinku smutny Mandark był smutny i sam w domu - ale zbyt długo sobie samotny nie pobył, bo dzieciaki wróciły z liceum, a w dodatku przyprowadziły znajome ze szkoły.


Okazało się, że Kasandra Ćwir ciągle jest nastolatką, mimo że jest starszą siostrą Aleksandra. Albo tak dzielnie opiera się upływowi czasu, albo udaje młodszą, niż jest, i dziesięć lat powtarza klasę maturalną. W każdym razie - Brian nieoczekiwanie odkrył, że lubi takie dojrzałe kobiety. Najwyraźniej odejście matki odcisnęło na jego psychice pewne freudowskie piętno.


- Czo się paczysz?
- Po to są gały, żeby się paczały, hyhyhy.

Brian, jak na Foresta przystało, nie owijał w bawełnę, tylko od razu zaatakował Kasandrę chwastem.


- Och, jak miło.
- No, mnie też.

Romantyzm over 9000.

Tymczasem Stefan i Mandark zakotwiczyli się na skrzynce pocztowej, aby porozmawiać o życiu.


- Jak można lubić kożuch na mleku?!
- Ale czemu ty się tak denerwujesz, daj mi wytłumaczyć.


- Przecież kożuch to zwykłe białka serwatkowe, które uległy denaturacji w wysokiej temperaturze!
- CO TAKIEGO?
- A potem cząsteczki tłuszczu łączą się i na powierzchni mleka tworzy się błona, stanowiąca barierę dla parującej wody.
- O BORZE TO BRZMI OBRZYDLIWIE
- Ale rozumiesz, co to jest denaturacja?


- No, to jest... ten...
- Świetnie ci idzie, mów dalej.


- Eeej, przecież ja jestem weganinem, nie muszę wiedzieć takich rzeczy. Uff!
- To chemiczne pojęcie.
- Jedyna chemia, jaką uznaję, to chemia międzyludzka, którą katalizuje moja zajebistość.

Alice z pracy też wraca niezadowolona. I nie baczy na to, że wchodzi w środek bajeranckiej konwersacji swojego najmłodszego brata z sympatyczną koleżanką z klasy.


"Nie znoszę swojego życia."


Za to dzięki temu dostała zacne fanty - własny komputerek do pisania oraz inspirujący obraz, który roztacza inspirującą aurę i sprawia, że jego oglądacz czuje się zainspirowany.


W owym czasie drugi młodszy brat Alice również oddawał się bajerowaniu koleżanki z klasy. A koleżanka utwierdzała go w przekonaniu, że czyni słusznie.


- ...i myślę, że gdyby mój facet wolał iść na ryby, zamiast obejrzeć ze mną operę, to nie miałabym nic przeciwko.


- Jestem pod ogromnym wrażeniem tego, co mówisz, o taaaakim ogrooomnym...


- O patrz, chyba złapałem jakąś rybkę!
- *tehee*

Czy wspominałam już, jak świetną kucharką jest Alice?


- Ale numer, przecież jeszcze nie mam jeszcze tylu punktów gotowania, żeby móc przygotować crepes Suzette!

W międzyczasie okazało się, że w domu jest ogromna ilość ludzi. Na szczęście goście zaczęli się rozchodzić; no, może poza Malcolmem, który uznał, że 22:47 to świetna godzina na przybycie w odwiedziny do Lucy.


Stefan zdążył jeszcze zaliczyć basen.


- Co? Nie widziałaś nigdy emeryta w kąpielówkach? 
- No właśnie wolałabym nie widzieć...

Domownicy także rozeszli się spać, beztrosko pozostawiając Lucy i Malcolma samym sobie. Wiedzieli, że nie dojdzie między nimi do zdrożnych czynów, bowiem w domu nie było miejsca, w którym mogliby robić puci. Młodzi nie chcieli dać temu wiary i zaczęli desperacko poszukiwać możliwości na pogłębienie swojej relacji.


"Kurdesz, w tej książce piszą tylko o rakiecie i obserwatorium!"
"Wujek Google twierdzi, że puci można tylko w podwójnych łóżkach, pod prysznicem się nie da!"


- No to co robimy?
- A co możemy?



Po chwili okazało się, że rosnący pasek romansu młodych odblokował kolejną nieoczekiwaną interakcję: Wręcz pierścionek zaręczynowy!


Co prawda nie jest to faktycznie zaręczynowa interakcja, jak w przypadku pary dorosłych, ale polepsza relację i daje kilkudniowe nastrojniki o wielkiej miłości i zaręczynach, na które nigdy nie jest za wcześnie czy coś tam. W każdym razie - Lucy i Malcolm przysięgli sobie szczeniacką miłość, dopóki dorosłość ich nie rozdzieli.

Apropos miłości...


- Znów się ciebie nie spodziewałam, Aleksandrze Ćwirze!
- Najpiękniejsze cumulusy pojawiają się wczesnym rankiem, nie wiedziałaś?
- ...właściwie to powinnam była się tego spodziewać.


- Chciałbyś o czymś porozmawiać?
- A to aż tak widać?
- No cóż, jest szósta rano, wyglądasz, jakbyś nie spał całą noc, a kiedy ostatnio się widzieliśmy, dałam ci niemal definitywnego kosza, więc... tak, widać.
- No dobrze. Ostatnio dużo myślałem o na... znaczy, o tobie i o mnie jako o kompletnie niezwiązanych ze sobą jednostkach... i zastanawiam się, czy nie powinniśmy sprecyzować trochę tego nasze... znaczy, twojego i mojego... niezwiązku.


- Czy ja dobrze rozumiem? Mam ci znowu dać tego samego kosza?
- Chciałbym, żebyś wyjaśniła mi zasady tego kosza, a ja spróbuję znaleźć sposób, jak je obejść.
- Jesteś prawnikiem?
- Pisarzem.
- ... Czy mógłbyś przestać byś tak idealny?
- Mogę spróbować. Dawaj tego kosza.



- Więc wygląda to tak: nie możemy wziąć ślubu, zaręczyć się ani być parą, ponieważ muszę zachować status singielki. Nie możemy też razem mieszkać, ponieważ muszę mieszkać z ludźmi, z którymi nie mogę mieć romantycznych relacji, natomiast ludzie ci mogą być parą... Z grubsza to tyle.
- Hm, nie wygląda to źle. Status singielki nie zakłada, że nie możesz mieć adoratora. A że twój adorator jest wyjątkowo natrętny, to już inna sprawa.
- Teoretycznie tak...
 - Status singielki nie zakłada też, że nie możesz być w kimś zakochana. Znaczy, w kimś, kto nie będzie z tobą mieszkał. Więc gdybyś przypadkiem chciała się trochę zakochać, to jest tu taki adorator...
- Wybacz, ale to jednak może już skomplikować stan rzeczy.
- Co? Przecież wszystko jest jasne...


- Nie powiedziałam ci jeszcze o najważniejszej rzeczy, do której jestem bezwzględnie zobowiązana.
- W takim razie zamieniam się w słuch.
- Muszę jeszcze... mieć dziecko.


- Ale że... takie dziecko?
- Co prawda mogłabym je bez problemu adoptować, ale to nie będzie to samo, co własne, więc... wolałabym zajść w ciążę.
- Ale... takie dziecko?
- Zasadniczo, skoro nie jestem ograniczona koniecznością bycia w związku ani nic z tych rzeczy, mogłabym je zrobić z kimkolwiek... ale pojawiłeś się ty i wszystko się skomplikowało.
- Ale... dziecko?
- Jesteś taki cudowny i wyrozumiały, tylko że nasza relacja i tak jest już wystarczająco dziwaczna... więc nie chciałam ci tego mówić, bo nie powinieneś dźwigać takiego ciężaru ewentualnej decyzji, a poza tym zrobi się dziwacznie do kwadratu i to prawdopodobnie jest koniec naszej znajomości.
- ... dziecko?
- A ja... nie chciałam jej kończyć.
- ...?



- No, to teraz ja będę udawać, że patrzę w sufit, żeby mi łzy nie rozmazały makijażu, a ty możesz zacząć wychodzić.
- Alice, jest mi przykro.
- Co ty nie powiesz?
- Jest mi przykro, że uznałaś, że nie dam sobie z tym rady i z miejsca cię zostawię. A nie mam zamiaru.


- Że ty... co?
- Od wielu dni próbuję ci udowodnić, że mi na tobie zależy, ale chyba słabo się staram, skoro mimo to nie chcesz się ze mną podzielić swoim przeznaczeniem.
- No chyba sobie jaja robisz. Masz zamiar nie być ze mną, ale przy tym mieć ze mną dziecko?


- Nie żeby coś, ale Ćwirowie mają znakomite geny.
- I zupełnie ci nie przeszkadza, że układ, w który tak bardzo chcesz wejść, będzie chory i popaprany?
- Absolutnie nie.
- Jak to jest w ogóle możliwe?


- Bo mi bardzo na tobie zależy, ty mały cumulusie.

A teraz wszyscy rzygamy tęczą!
Aleksander łyknął zasady wyzwania niczym doświadczony pelikan. To musi być miłość.

Reszta rodziny zaczęła już zwlekać się z łóżek - nie wszyscy mieli tyle szczęścia, co Alice, której wolne wypada w piąteczek. Dzieciaki dziarsko szykowały się do szkoły, a Mandark... znów medytował nad talerzem.


Mandark, czy mógłbyś... a zresztą, nie mam już siły.

Młodzież szybko wybyła z domu i Mandark znów został sam... na sekundę, bo szybko dosiadła się do niego Alice, która uznała, że ojciec powinien już przejść nad rozwodem do porządku dziennego.


- Słuchaj, tato, może zrobimy sobie dzisiaj taki... babski dzień?
- Ja i babski dzień? Zabawne, córuś. Mam ci pomalować paznokcie, czy poplotkujemy o twoich koleżankach?
- Miałam raczej na myśli, że pójdziemy do baru wyrywać lachony.


- O rajciu, jasne że idziemy!

Chyba sam miał już dosyć swojej rozpaczy.


- A więc nadszedł dzień, w którym otrząsnę się po ciosie zadanym mi przez Ninę!

Wbił do baru równie dziarski, jak przed laty, i równie dziarsko wysondował atrakcyjną kobietkę przy barze.


- Córuś, widzę obok ciebie pewien potencjał...


- Nawet o tym nie myśl, ta pani jest żonata!
- Tak? No popatrz, ja też byłem żonaty i nikomu to nie przeszkadzało!
- Jestem twoją skrzydłową, więc się dostosuj! Siadaj obok i popatrz, co się będzie działo.


- Hej, znasz Mandarka?


- To zaszczyt cię poznać, milady.
- *tehee*


- OMG WIDZIAŁAŚ, TO DZIAŁA
- Pewnie, że działa, tato, jesteś superatrakcyjny! Jesteś męski men! Kobiety mdleją na twój widok! Ruszaj do ataku!

Lecz kiedy barmanka odwróciła się od lady...


- Łooo, łooooo, ło rany, czy to tatuaż nad tyłkiem?
- Kto jeszcze robi sobie tatuaże w tym miejscu?! Obrzydliwe!



- Ale jeśli sądziła, że mnie tym zniechęci, to się myli! Nie poddam się! Jestem męski men! Prawda, że jestem?
- Oczywiście, tato...
- Muszę się tylko trochę wspomóc!
- Tak, tato, wszystko rozumiem...


*ślurp*


- Masz przepiękny odcinek lędźwiowy, maleńka.
- WTF
- Tate pls


- W sensie, fajny tatuaż.
- Aha, okej.


- Czyli to jest twoja córka? Widzę, że niezła z was kompania.
- Tak, całkiem niezła.


- Powiedziałbym nawet, że jedna z najlepszych.

I tak Mandark wyzbył się porozwodowej rozpaczy i zamknął na dobre pewien etap swojego życia.

I w tym momencie nieoczekiwanie wywaliło mi grę. Jak gdyby nigdy nic, Simsy się zamknęły, nie pokazując nawet komunikatu o błędzie - więc wnioskuję, że to nie wina Windowsa ani komputera, tylko jakiś wewnętrzny problem programu. Oczywiście, Simsy same z siebie nie zapisują postępów gry, więc możecie sobie tylko wyobrazić moje szczęście, kiedy uświadomiłam sobie, że muszę tyle rzeczy zrobić tam od nowa, a na osłodę zostały mi tylko screeny. Ach, to EA Games challenge everything jego mać...

Po powtórnym uruchomieniu zdębiałam, ale z innego powodu - otóż Mandark znienacka dostał nastrojnik złego samopoczucia w związku z chorobą. Bolała go głowa.


Dla odmiany wpadłam więc w panikę, że pewnie mi umiera (trauma po The Sims, kiedy najpierw pojawiały się karaluchy, potem kaszel, a w końcu ni z tego ni z owego kaszlący Sim wyziewał ducha) więc spróbowałam pojechać nim do szpitala - bo przecież dodatek miał wprowadzić do świata taką parcelę.

Okazało się, że takiej parceli nie ma w żadnym mieście. A w usługach dostępnych za pośrednictwem telefonu nie ma lekarza. Więc wpadłam w jeszcze większą panikę, no bo omg, jak to leczyć!

Wtem w podpowiedziach na ekranie ładowania wyczytałam, że chorobę wyleczyć można drzemką, sokiem pomarańczowych (dostępnym w każdej lodówce) lub lekarstwem, które zamawia się przy pomocy komputera. Skorzystałam więc z lekarstwa i faktu, że sekundę po złożeniu zamówienia upragniony przedmiot materializuje się Simowi w ekwipunku.



Leczenie odbywa się oczywiście za pomocą iskierek, i od razu po zażyciu leku zły nastrojnik znika, a Sim otrzymuje poprawę samopoczucia i w ogóle szczęście i radość.

Nie cieszyłam się tym zbyt długo, bo chwilę później na zdrowie zaczęła uskarżać się Alice, której kręciło się w głowie. Gdy tylko zaleczyła objaw chwilką snu, nastrojnik o gorączce otrzymała przebywająca w szkole Lucy; i tak przez dwa dni każdy członek rodziny w jakiś sposób chorował, a ja byłam bliska qrwicy. 

Czy to naprawdę ma teraz wyglądać tak, że Simy będą bezustannie chorować na różne rzeczy, ponieważ MOGĄ? Znaczy, fajnie że chorują, realizm i te sprawy, ale serio, z godziny na godzinę, codziennie?


Tymczasem Brian pozostaje oazą spokoju. Czasem mu zazdroszczę.

Nadszedł dzień urodzin Lucy. Pech chciał, że wypadły one w środku tygodnia, kiedy wszyscy byli poza domem do popołudnia i musieli wstawać wcześnie nazajutrz - no ale kto by się tam przejmował, kiedy można zrobić imprezę! Alice nawet specjalnie obudziła się wcześniej, aby przed wyjściem do pracy przygotować jakieś specjalne jedzonko; oczywiście pod czujnym okiem krytycznego tatusia. 

Okazało się jednak, że tatuś wcale nie jest taki krytyczny.


- Ole!
- Moja krew.

Mandarkowi pozostało zrobienie urodzinowego tortu... pod czujnym okiem darmozjada Stefana.


- Jesteś pewien, że do ciasta na biszkopt dodaje się olej słonecznikowy?
- Kochany, patrzysz na mistrza kuchni w akcji, nie ucz ojca dzieci robić.

Następnie panowie przystąpili do zwyczajowych rozmów o życiu.


- Nie wiem, czy masz czasem takie uczucie, że ktoś za tobą stoi. Niektórzy tak mają.
- Nie gadaj.



- Poważnie, podobno można wyraźnie wyczuć za plecami czyjąś negatywną obecność, zupełnie jakby ktoś stał nad tobą i dyszał nienawiścią.
- Niewiarygodne. 


- Masz wrażenie, jakby na twoim ramieniu lada chwila miała zacisnąć się szponiasta łapa grozy... ale kiedy się odwracasz, nikogo nie widać, jesteś całkiem sam.
- O, stary, to straszne!


- Dobrze, że my nie mamy takich problemów.
- Całe szczęście.

Bezproblemowy Mandark poszedł więc zrobić rozgrzewkę przed właściwą imprezą, dzięki czemu zaobserwowałam, że faktycznie mu się przytyło. No ale to emeryt, jemu wolno.


- Wielkie dzięki.
Żaden problem!

Tymczasem szanowna młodzież wróciła ze szkoły, więc można było powoli zabierać się za wcielanie planu imprezy w życie. Tuż po szybkim leczeniu Emily, która przyszła do domu z bólem głowy.


 - Ą ą ą, głowa boli wielce.
- Pitolenie, gdzie moja impreza? Gdzie tort? Gdzie prezenty?


- Jak one szybko rosną...
"Ciekawe, czy mówi o dzieciach, czy o swoich fałdach tłuszczu?"

Tymczasem Emily, korzystając z mojej nieuwagi, wyciągnęła z lodówki urodzinowy tort... i go zeżarła.


- Pachnie tak pięknie, że od razu czuję się zdrowa!

Emily, y u do dis, teraz nie będę mogła postarzyć Lucy, bo w nadgryziony tort nie można wbić świeczek! ;__;


- Regret nothing.

No i Mandark musiał upiec drugi tort...

Ale imprezka opóźniła się tylko nieznacznie.


Rzecz jasna, największą atrakcją był słynny na całe miasto basen oraz tańcząca sexy emerytka Charlie.

Lucy zaś postanowiła nie tracić czasu, tylko czym prędzej dorosnąć.


- Życzę sobie, żeby... a w sumie, co ty robisz, Alice?
- Mantruję w zastępstwie babci Katriny, żeby zapewnić ci geny urodziwości rodu Kaliente.


- A dobra, co mi tam.
- To ja se golnę.

I oto wyrośnięta Lucy, która...


...oczywiście nic się nie zmieniła, hurra.


- Teraz będziemy jechać już obie na tym samym wózku wrednego wyzwania pokoleniowego!



- Wiesz, tak sobie pomyślałam, że skoro tata przebolał odejście mamy, to możemy znowu z nią rozmawiać.
- No to masz dzisiaj świetną okazję, bo mama stoi za tobą...

Dziewczyny zrobiły więc rzecz, która jak żadna inna zbliża do siebie ludzi - poszły razem moczyć nogi w basenie podczas zajadania urodzinowego torcika.


Impreza udała się na medal (co prawda tylko srebrny, ale kogo to obchodzi).


A na koniec, jak zawsze, wpadł spóźniony Malcolm.


"Nie ma to, jak wejście smoka."



- Zobacz, jestem dorosła!
- A to ci psikus, ja od wczoraj też!
- Chcesz się do nas wprowadzić?
- Nawet nie musisz pytać!


Na okoliczność tę oraz Lucy urodzin, jej pokój zyskał jedną kratkę wszerz kosztem pokoju Alice, bardziej stonowany kolor ścian oraz podwójne łóżko... które natychmiast zostało wypróbowane :D


Młodzi dorośli otrzymali również bardziej dorosłe zestawy ciuszków oraz podjęli wyznaczone w wytycznych prace - Lucy rozpoczęła karierę malarki, a Malcolm dzięki naszemu nowemu dodatkowi mógł zacząć pracę w szpitalu. 


Kariera lekarza wygląda całkiem ciekawie, ale przyjrzymy się temu bliżej w kolejnym odcinku.

Liczba młodzieży w domu zmniejszyła się na korzyść liczby dorosłych.


- Też czujecie się tacy młodzi i świetni?
- No raczej!

Zaś młodzi dorośli przygotowywali się na przyjęcie na klatę stojącego przed nimi pokoleniowego wyzwania.


Czas upływa nieubłaganie, a dorastanie kolejnych dzieci wydaje się kwestią minut. Upływ czasu nie ma również litości dla starego Mandarka, który chodzi coraz bardziej przygarbiony... czy doczeka ślubu swojej drugiej córki? Czy zdąży zobaczyć swojego wnuka? Jak Alice, Lucy i Malcolm poradzą sobie z życiem, sprawując we trójkę domowe rządy? Kiedy reszta dzieciaków wreszcie się wyprowadzi, żeby zwolniły się ich pokoje? Czy w końcu pokażą się jacyś kosmici?

To temat na kolejny odcinek Legacy Challenge!


http://akwarelove.blogspot.com/2015/06/sims-4-legacy-challenge-pokolenie-2_15.html

Podobne posty

10 komentarze

  1. Dziękuję :-) Czuję się doceniona, przeceniona, dopieszczona i uhonorowana :-D
    A na dodatek młodzież wyskrobała zaskórniaki i prezent też dostałam! O, taki o: http://ecsmedia.pl/c/reksio-poduszka-reksio-w-budzie-45x45-cm-b-iext29130858.jpg

    Coraz poważniej zastanawiam się nad założeniem fanklubu Aleksandra Ćwira.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się niezmiernie, i gratuluję takiego ślicznego prezentu :D

      Nie przypuszczałam, że Aleksander Ćwir może ciszyć się poparciem wśród widowni, zważywszy na fakt, że składa się niemal wyłącznie z lukru, ale popieram postulat o stworzeniu fanklubu!

      Usuń
  2. Tak tylko podpowiem że teraz jest jakaś szansa sparingowania Mandarka ze Stefanem. Ale to tylko sugestia.
    Nie no, co ty, jak idziesz tak normalnie do sklepu to podchodzisz do kasy? Nie bierzesz sobie po prostu rzeczy i nie wychodzisz? Przecież to takie normalne że sprzedawca jest tylko dla ozdoby.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Shit, faktycznie! Zlamiłam D: Ale rodzinka miała tyle kwestii bieżących, że ewentualne romanse Mandarka z kimkolwiek zeszły na dalszy plan. Za to dostał teleskop. Można powiedzieć, że to wystarczająca rekompensata?

      (tak trudno jest nie spoilerować!)

      Jak próbowałam w sklepie wziąć rzecz i wyjść, to zawsze pikały bramki i przychodził ochroniarz. :C

      Usuń
  3. A mnie jest szkoda Niny. Prawie całą młodość straciła na bycie w ciąży, roztyła się strasznie, potem facet ją wyrzucił z domu bez niczego i musiała zamieszkać z creepy stalkerem i jego żoną, a na dodatek własne dzieci mają do niej pretensje. Biedna.
    I pewnie nie powiem nic odkrywczego, ale ten dodatek wydaje mi się jeszcze bardziej do rzyci, niż sama czwórka. (Aż się dziwię, że w ogóle go kupowałaś, zamiast sprawić sobie trójkę.)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nina została przez Imperatyw Narracyjny mianowana Dramatycznym Bohaterem Negatywnym tej historii, no i w związku z tym faktycznie dostała po doopie. Z drugiej strony, po tych wszystkich dzieciach i w ogóle nagle dała się urobić jakiemuś randomowi o aparycji maślaka, zamiast spokojnie zestarzeć się przy mężu - też bym ją wykopała z domu. :P

      W tym odcinku pokazałam tylko fragment dodatku - w przyszłym okaże się, że nie jest taki zły. A kupiłam go, bo rozpoczęłam wyzwanie na czwórce i na czwórce muszę je skończyć... więc miałam nadzieję jakoś to sobie uprzyjemnić. No cóż.

      Usuń
  4. dobry kożuszek nie jest zły - właściwie można go
    zjeść jak wafelek, tylko trzeba odczekać swoje...

    OdpowiedzUsuń
  5. Dopiero teraz natrafiłam na tą serię i jest świetna! Zmotywowałaś mnie, by znowu zacząć grać moją własną rodzinką w Simsach :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Podczas gdy Alice i Aleksander się tulą, Mandark jako mistrz drugiego planu patrzy przez okno. On coś przeczuwa.

    OdpowiedzUsuń

Fajnie, że jesteś! Możesz napisać mi komcia, korzystając z tego oto miniporadnika formatowania:

[b]tekst[/b] - pogrubienie
[i]tekst[/i] - kursywa
[a href="www.jakaśstrona.pl"]tekst[/a] - link ukryty

Zamiast nawiasów kwadratowych [] wstawiamy nawiasy ostre <>

Polecany post

Sims 4 - Legacy Challenge - prolog

Dziś będę odtwórcza  mam dla Was coś niesamowitego - Legacy Challenge dla Sims 4! Zainspirowana Projektem "Prokrastynacja" mego ...

Facebook

Blogger

Subscribe