Sims 4 - Legacy Challenge - Pokolenie #2 - Alice romansuje, Emily i Mark dorastają, a duch Mandarka unosi się nad wodami

23:42



Dzisiejszy simsodziałek rozpoczyna żałoba po Mandarku.

(wciąż jest poniedziałek, zdążyłam!)





Nawet Aleksander przyszedł pożałować niedoszłego teścia. No i, rzecz jasna, wesprzeć Alice w tych trudnych chwilach.


- Na pewno jest teraz szczęśliwy, latając gdzieś tam, wśród tych pięknych cumulusów.
- Pewnie masz rację.

Tymczasem życie, pomimo dojmującego braku Mandarka w sprawach doczesnych, toczyło się dalej.
"Sprawy doczesne" to przede wszystkim awarie wszystkich sprzętów domowych, które nasz geniusz, mając milion punktów majsterkowania, likwidował do tej pory w mgnieniu oka. W związku z tym ktoś z dorosłych musiał szybko nauczyć się naprawiać krany i lodówki. 

Padło na Malcolma, bo jest jedynym facetem żadna z dziewczyn nie miała na to czasu.


- Cholerne stereotypy.

A dziewczyny nie miały czasu, bo dużo pracowały - Alice w wydawnictwie, Lucy w studiu artystycznym. Ta ostatnia, jak na artystkę przystało, otrzymała wspaniałe ubranie robocze. Przed awansem pomykała tak:


A po awansie wróciła już tak:


- Nie ma to jak dress code!

A najgorsze jest to, że nie można zmienić domyślnego ubioru roboczego - można planować ciuchy codzienne, oficjalne, do spania, na imprezę i kąpielowe, ale nie ma kategorii "do pracy". I taka znakomita artystka jak Lucy, piastująca superważne stanowisko i w ogóle, wychodząc do roboty zawsze będzie wyglądać tak, jakby ubierała się po ciemku.

Przynajmniej Alice nie wygląda aż tak tragicznie.


I też dostała awans. Dzielne dziewczyny.

Choć Lucy wciąż wygląda, jakby ubierała się po ciemku.


- Coś ty na siebie włożyła?!
- Oj no weś.

Btw, przyszedł Brian oraz Stefan, aby wspólnie opłakiwać śmierć wspaniałego ojca i najlepszego przyjaciela.


- Możesz w sumie jeszcze pożegnać się z tatą, bo... jest u siebie. 
- Co takiego?
- No tak jakby... stoi w urnie na komodzie.
- WUT?!

Tymczasem Stefan trochę się zamyślił...


- Wiecie, poza tym, że chciałem złożyć wam kondolencje, to mam jeszcze pewną sprawę... a właściwie propozycję... dotyczącą waszego najmłodszego rodzeństwa.
- Propozycję? Co też wujek wymyślil?
- Już wam mówię. Jesteście w końcu teraz ich opiekunami, powinniście wyrazić swoje zdanie, zanim pogadam z młodzieżą.
- No ale jaką propozycję?
- Ja i wasze ciotki jesteśmy już trochę... posunięci w latach. Żadne z nas nie zdecydowało się na założenie rodziny, a chcielibyśmy zrobić jeszcze coś dobrego dla świata, zanim nas weźmie cholera. Postanowiliśmy więc wspólnie...

Stefan po cichutku wyjawił swoją propozycję, a siostry kolejno: doznały szoku, zaczęły płakać, wyściskały wujka, po czym przyprowadziły Marka i Emily na poważną rozmowę, aby mogli na własne uszy usłyszeć, że...


- Razem z waszymi ciotkami przepisaliśmy na was nasz dom i cały majątek.
- Nie wierzę!
- Kiedy obydwoje osiągniecie pełnoletniość, wszystko wam oficjalnie przekażemy.
- Nie wierzę!!!
- Mark, czy masz coś do dodania?
- *tany tany*

Nie ma to jak dobry start w życie, prawda.

Tymczasem stara ciotka Esmeralda wygląda sobie tak:


- Still fabulous.

Ale wróćmy jeszcze na chwilę do sprawy spadkobierstwa naszych małolatów:


- Co tak zdrętwiałaś, Alice?
- Właśnie sobie uświadomiłam, że to my dostałybyśmy tę willę i hajsy po ciotkach, gdyby nie to beznadziejne wyzwanie.
- No hej, a ja?
- Brian, nie wygłupiaj się.
- A co, gorszy jakiś jestem?


- Przecież ty i tak mieszkasz w willi teraz, młotku.
- Hm, no rzeczywiście.

Alice zajada smutek. :C

Skrzywdziłam ją tym challengem, biedną. Nie może być z facetem swoich marzeń, nie może się przesadnie rozmnażać, musi pracować w określonym zawodzie, no i nie może odziedziczyć cudzego majątku, a więc traci piękną posiadłość i kupę hajsów na rzecz zajmowania się klockowatą chałupą po rodzicach. Przesrane.


- Tato, jak żyć z ciężarem takiego imperatywu?


- W tym wypadku twoje milczenie jest dosyć wymowną odpowiedzią.

Robiąc użytek ze swojego podwójnie pesymistycznego nastroju, Alice rozpoczęła pracę nad powieścią zatytułowaną "Dla Taty".


Ale średnio jej to pomaga w radzeniu sobie z problemami.

Lucy trzymała się zdecydowanie lepiej - nie dość, że malowała obrazy jeden za drugim z zawziętością godną lepszej sprawy, to jeszcze nauczyła się naprawiać domowe sprzęty pod nieobecność Malcolma.


- Jestem kobietą pracującą, żadnej pracy się nie boję!


- I jeszcze sobie pierdyknę widoczek na ścianę, taka jestem zdolna.

Czy wspominałam, że Malcolm ma wredny charakter?


- Hej Alice, dlaczego Michael Jackson nie jeździ na rowerze?
- Dlaczego?
- Bo nie żyje!


- Co, nieśmieszne?
- Idź się zakop i przynieś łopatę.

Na szczęście w tym momencie zadzwonił Aleksander z zapytaniem, czy Alice nie zechciałaby pójść z nim na randkę. Nawet nie wiedziałam, że w tej części gry tak można! Alice więc, pomimo braku humoru, podążyła na miejsce w imię nauki - no bo musiałam obczaić, jak wygląda randka zainicjowana przez randomowego Sima z sąsiedztwa.

Okazało się, że wygląda tak samo, jak randka zainicjowana przez Sima, którym gramy - a więc tabela zadań do wykonania w czasie trwania spotkania. W sumie nie wiem, czemu spodziewałam się czegoś innego. xD

W każdym razie, nasze gołąbeczki spotkały się przy barze...


A co to za zorganizowana grupa?


...

Nie, spoko, to najzupełniej normalne, że Śmierć chodzi do baru, przecież ma taką stresującą pracę!


Znacie ten kawał? Przychodzi Śmierć na imprezę i mówi: ALE STYPA.
(suchary, rozdaję suchary!)

A tak poważnie - odkąd Alice zamieniła parę zdań ze Śmiercią po odejściu Mandarka, ma go normalnie "w znajomych", z paskiem poziomu znajomości i w ogóle, i może nawet do niego dzwonić albo wysłać mu SMS. Odjazd!

Chętnie pogłębiłabym tę znajomość, ale boję się, że zbytnia zażyłość Sima ze Śmiercią może skutkować efektem ubocznym w postaci szybszego i nieoczekiwanego zgonu. A Alice musi się przecież rozmnożyć! No i chciałabym, żeby dożyła starości i w ogóle.

Apropos umierania - zgadnijcie, kto zdecydował się odwiedzić stare śmieci?


- Buu.
- Hej, skądś znam ten gburowaty głos.


- Tatuś!
- Cześć, córciu!

Ciekawostka: duchy pojawiły się w Sims 4 dopiero po którejś z aktualizacji - podobnie jak to było w przypadku basenów oraz, ostatnio, nowego miasta. Sprytne, EA. Dzięki temu podstawowa gra jest o kilka poziomów niżej w stosunku do poprzednich części; ale za to jakie te aktualizacje są wypasione!

No ale wróćmy do opowieści - wizyta Mandarka nie wzbudziła wielkiej sensacji, ale spotkała się z powszechnym uznaniem ze strony reszty rodziny. A szczególnie z uznaniem Emily, której tata pomógł odrobić lekcje.


- Tate, to zadanie z fizyki na pewno będzie dobrze?
- Będzie dobrze do kwadratu, bo posiadam wiedzę z zaświatów, a więc czysto metafizyczną!
- Wydaje mi się, że metafizyka i fizyka to dwie różne dziedziny nauki...
- Pisz, nie marudź.

Jeśli zastanawia Was, dlaczego Mandark z kadru na kadr ma inny kolor, spieszę z metafizycznym wyjaśnieniem, które sięga podwalin całej gry. Otóż jest to kwestia interfejsu.

W Sims 4 menu towarzyszące grze wygląda zupełnie inaczej, niż w poprzednich częściach, przede wszystkim zaś nie jest niebieskie, lecz białe - tak jak pierwszy Mandark. Wszystkie pozostałe kolory natomiast zawłaszczyły nastroje, które miewają Simy. I tak: biel to kolor nastroju neutralnego - pogodności. Oprócz tego mamy jeszcze szarość - znudzenie, żółć - zawstydzenie, pomarańcz - stres i niepokój, czerwień - złość, fuksja - rozbawienie, róż - skłonność do flirtu, jasny fiolet - oszołomienie, ciemny fiolet - skupienie, granat - smutek, niebieski - inspiracja, jasny niebieski - pewność siebie, zieleń - szczęście, oraz jasna zieleń - pobudzenie i chęć do ćwiczeń. 

Początkowo byłam bliska dostania oczopląsu, ale potem człowiek się przyzwyczaja i tęczowy system okazuje się całkiem intuicyjny. No i fajny - poszczególne nastroje umożliwiają bowiem Simom podejmowanie nietypowych interakcji. Smutny Sim może na przykład napisać smutną książkę, wściekły - wziąć zimny prysznic na uspokojenie, albo zrobić awanturę towarzyszowi rozmowy, pobudzony może w dowolnym miejscu zacząć gimnastykę, a zainspirowany szybciej i efektywniej namaluje obraz.

Cały ten system nastrojów jest chyba najbardziej udaną rzeczą w tej grze.

No ale wróćmy w końcu do opowieści!



- Alice, kochanie, jak ty wyrosłaś!
- Tatuś? To ty tu straszysz?
- Tak, i będę się tu kręcił, dopóki nie zechcecie się mnie pozbyć.

Bo ducha można się pozbyć, klikając na nagrobek/urnę i wybierając opcję "Uwolnij".

Mandark chętnie opowiedział dziewczętom o swoim nowym życiu po życiu.


- Mówię wam, w zaświatach jest super, mogę całymi piec ciasteczka i smażyć naleśniki, i nic mi się nie przypala.


- Bo palić można tylko w piekle!

Ten odcinek jest tak suchy, że obniżył poziom wód gruntowych w Polsce.

Alice musiała pożegnać się z uduchowionym tatą i lecieć do pracy. W odwiedziny przyszedł za to nieświadomy tego faktu Aleksander.



- Cześć Olek, Alice właśnie wyszła, ale może chcesz wejść i poznać naszego tatę?
- Yyy, hmm, ale przecież, hmm, wydawało mi się, że on... umarł?
- Tak, ale to w niczym nie przeszkadza. Wejdziesz?
- *are you fcuking kidding me*

Lucy, niepomna konsternacji kolegi, bezceremonialnie wciągnęła go do domu.



- Tato, poznaj Aleksandra Ćwira, absztyfikanta twojej najstarszej córeczki. Olek, to jest nasz tata.
- ... okej.



- No, muszę już lecieć do pracy, ale wy możecie sobie tu pogadać, nie?
- Pewnie, z przyjemnością poznam bliżej tego zacnego młodzieńca.
- ... nic mnie już w życiu nie zdziwi.

Panowie zasiedli więc przy stole w celu odbycia męskiej rozmowy - dołączył również Malcolm, który zdecydował się dołożyć starań, aby przedstawić kolegę w jak najlepszym świetle.



- ...no i tak pokrótce wygląda genealogia rodu Ćwirów, którzy, w przeciwieństwie do sławetnych Landgraabów, nie wsławili się w historii naszego kraju absolutnie niczym.
- Zaiste, fascynujące.
- ... którędy mogę uciec?


- Stary, pan Astronomo(no)v wydaje się być pod wrażeniem moich opowieści!
- Cieszę się twoim szczęściem jak nie wiem.


- Tylko gdzie on teraz poszedł?
- Pewnie ma jakieś swoje duchowe sprawy...


Proszę państwa - duchy robią do kibelka! 
I z tego, co wnioskuję po kolorze Mandarka, jest to nawet dwójeczka. :D

Ponieważ okazało się, że Mandark jest cywilizowanym straszydłem i nie ma zamiaru nawiedzać swojego byłego miejsca zamieszkania, rodzina w końcu podjęła decyzję o opróżnieniu opuszczonej sypialni i postawieniu nagrobka.


Pusty pokój zaś zagospodarował Malcolm, stwarzając w nim na cześć niedoszłego teścia wspaniałe laboratorium.


To fikuśne ustrojstwo stojące pod ścianą to mikroskop. Poważnie.


Ilość opcji tego klamota jest adekwatna do jego gabarytów - pozwala bowiem na badanie próbek zebranych z dowolnej rośliny ogródkowej, czy ze znalezionej skamieliny, i od czasu do czasu dostarcza badaczowi specjalnych wydruków, przedstawiających strukturę obserwowanego obiektu czy coś tam.


W każdym razie, wydruki te ładnie wyglądają przy wydrukach nieba wykonanych przez teleskop.

A Mark przy okazji tego remonciku dostał worek treningowy.


A Lucy nie umie w realizm.

 

- Chyba coś tu się nie zgadza...

No i cóż - podczas kiedy skupiałam się na remoncie oraz potrzebach wszystkich innych członków rodziny, Emily poszła sobie pod prysznic i niespodziewanie... dorosła.


- Jakoś tak nagle poczułam się bardzo dojrzała.

Zapomniałam o jej urodzinach... znaczy, wszyscy zapomnieli o jej urodzinach! D:
Jubilatka nie była tym faktem szczególnie zachwycona.


- Przynajmniej znalazłam kawałek tortu w lodówce...


- Hej, ferajna, mam dziś osiemnastkę, zrobimy imprezę?
- Pewnie Mark, akurat dzisiaj mamy wolne, możemy coś przygotować.
- CO TAKIEGO


- Miałam urodziny wczoraj i nikt nie dał faka, a ty dziś robisz osiemnastkę i wszyscy lecą na pstryknięcie?!
- Trzeba było się urodzić najmłodszą, hue hue hue.


- Wygląda na to, że impreza będzie musiała być podwójna.
- Nie widzę problemu, i tak to Alice gotuje.

Przygotowania poszły szybko, a goście swym starym zwyczajem zjawili się jeszcze szybciej.

Podgląd typowej zabawy przy basenie:


Podgląd typowego towarzyskiego Briana:


I podgląd dorastającego Marka.


Zarówno on, jak i dzień wcześniej Emily, wylosowali cechę Materialista, co znakomicie zamyka obraz tych dwojga i udowadnia, że nie bez powodu ciągle trzymają się razem.

Apropos Emily...


- Zdrowie naszej drogiej wczorajszej jubilatki!
- Nie denerwuj mnie.

Na przyjęcie przyszła również Jenny, która miała do przekazania świeżo upieczonym dorosłym pewne wieści. Zasiadła więc wraz z nimi oraz Alice do spokojnej partyjki remibrydża.



- Nie wiem, czy już słyszeliście, ale ciotka Mary i ciotka Angie zmarły przedwczoraj.
- Niemożliwe...
- Wujek Stefan zmarł dziś nad ranem...
- Nie!
- A ciotka Charlie właśnie leży w szpitalu...


- ...no, ale życie toczy się dalej!


- I dzięki temu będziecie mieć wasz nowy dom tylko dla siebie!
- ... Czy to właściwy punkt widzenia?
- A kogo to obchodzi, dostajesz w spadku wielką chałupę i kupę kasy, czym się przejmujesz? Chciałam wam w sumie tylko przekazać informację, że kiedy ciotka Charlie wyjdzie ze szpitala, oficjalnie przekaże wam klucze.


- Zamawiam pokój wujka na siłownię!


- Podoba mi się twoje konsumpcyjne podejście.

Impreza trwała więc w najlepsze, gdy nagle Alice przerwała grę w karty, podniosła się z miejsca i ruszyła przed siebie krokiem pełnym ostatecznej determinacji.




- Aleksandrze.
- Słucham?
- Pozwól za mną.
- Hm, to nie brzmi najlepiej...


- Zanim powiesz coś, po czym się zapewne popłaczę, chciałbym cię zapewnić, że podtrzymuję swoje pierwotne deklaracje. Znaczy, kocham cię skrycie nad życie, i mam zamiar przestrzegać reguł twojego wyzwania, i kiedy już będziesz gotowa, chciałbym pomóc ci je, hm, ukończyć.


- A co, gdybym ci powiedziała, że jestem gotowa?
- Ale... ale... już?
- Już.

No to już.


*epickie fanfary na okoliczność epickiego puci-puci-pałą*


- Wiem, że moja ekscytacja jest wysoce niestosowna, ale kurczę, musimy to kiedyś powtórzyć!


- A co, gdybym ci powiedziała, że możemy powtórzyć to już?
- Ale... ale... już?
- Już.

No to już. :D


Widzicie te serduszka? Oznaczają dokładnie to, co myślicie. ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Podczas, gdy Alice i Aleksander oddawali się intensywnemu rozmnażaniu romansowaniu, do domu zapukała Charlie... 
I było to ostatnie, co zdążyła zrobić w życiu.



- Ach ciociu, czemu umierasz nam pod drzwiami?
- Chciałam dać wam klucze do domu, dzieciaczki!


- No ale trudno, niech Jenny was wpuści, ja już to pierdzielę.


I naprawdę umarła im pod drzwiami! D:

Najmłodsze latorośle rodu Astronomo(no)vów same udały się więc do nowego domu. Na jego widok zgodnie uznały, że spełnia wszystkie ich wysublimowane oczekiwania.


Tam też rozpoczęło się ich nowe, całkowicie samodzielne życie. Mark został komikiem tak, jak to sobie wymarzył, i całkowicie poświęcił się swojej karierze. Emily natomiast postanowiła żyć z odziedziczonych pieniędzy, oddając się biernym zachwytom nad swoją posiadłością. Po jakimś czasie uległa czarowi Dona Lotario, który, jak się okazało, nie był spokrewniony z Kaliente, a jedynie pełnił rolę lokalnego Don Juana.


Emily dążyła nawet zajść ze swym nowym facetem w ciążę, zanim dowiedziała się, że Don nie chce się angażować w poważny, małżeński związek. Do obydwojga dotarło wówczas, jak różne mają priorytety.


#tehdrama

Tymczasem w domu Astronomo(no)vów skwapliwie wykorzystano możliwości, jakie zaoferowały rodzinie dwa dodatkowe wolne pokoje.



Cały domek został nieco poszerzony, aby zmieścić dodatkowy korytarz między pokojami. Część pokoju Emily zagospodarowano na niewielką kuchnię, tworząc w ten sposób komfortowy pokój dzienny. Pokój Marka przeznaczono na graciarnio-gabinet, natomiast laboratorium zamieniono miejscami z sypialnią Lucy i Malcolma, która znalazła się na dole...


...podczas gdy laboratorium trafiło na piętro.

A na klatkę schodową trafił piękny tryptyk z Mandarkiem.


I rodzinna posiadłość wygląda teraz tak:


Ostatnie sztuki młodszego rodzeństwa Alice i Lucy w końcu opuściły rodzinne gniazdo, pozostawiając po sobie przestrzeń i orzeźwiający powiew wolności. Teraz wspaniała trójca może bez przeszkód skupić się wyłącznie na realizacji własnych potrzeb... oraz na realizacji wyzwania. Jak poradzą sobie z trudami dnia codziennego? Czy uda im się jeszcze bardziej powiększyć basen? A co najważniejsze - kiedy Alice powije dziedzica?

To temat na kolejny odcinek Legacy Challenge!



http://akwarelove.blogspot.com/2015/06/sims-4-legacy-challenge-pokolenie-2_29.htmlhttp://akwarelove.blogspot.com/2015/06/sims-4-legacy-challenge-pokolenie-2_15.html

Podobne posty

11 komentarze

  1. Charlie umierająca pod drzwiami sprawiła, że (nie jestem z tego do końca dumna, lecz cóż...) ryknęłam śmiechem. Dobrze, że nikogo nie było obok mnie. Bo cóż za poświęcenie... umieram, ale macie tu klucze do chaty!

    Mandark w pokoju Alice przypomniał mi prawdziwą historię z życia mojej rodziny: w latach 90tych zmarł mój stryj. Rodzina pragnęła go pochować w rodzinnym grobowcu, ale wujek wyciągnął kopyta na obczyźnie. Babcia uruchomiła kontakty i okazało się, że najłatwiej i najtaniej, jest wujka przywieźć w formie "sypkiej", czyli w urnie- podówczas precjoza w Polszcze mało znane.
    A zatem- przedsiębiorcza babcia moja, przywiozła Stryja... w pudełku, które trzymała na kolanach. Ponieważ nie wiedzieliśmy ile czasu zajmie babci załatwienie formalności, to datę pogrzebu wyznaczono mocno na wyrost. Ostatecznie babcia wróciła do Polski na pogrzeb, który zaplanowano za miesiąc. Wujek "stał" przez ten czas na komodzie, wzbudzając po równo zachwyt i konsternację.

    Życie pisze najgłupsze scenariusze...

    Mam podobny poziom humoru co Malcolm. Znaleźlibyśmy wspólny język. Mam wrażenie, że tyłek tyle mi od tej ilości sucharów co je dziennie ludziom zapodaję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To niestety było konieczne... znaczy, nie umieranie Charlie pod drzwiami, tylko to przekazanie kluczy. Bo ciągle nie znalazłam innego sposobu na rozdzielenie rodziny, niż zaproszenie jednego z jej członków do wspólnego zamieszkania wystosowane przez osobę z zewnątrz. Charlie więc musiała dać z siebie wszystko. No i dała...

      O jesoo, historia życia! Dzielna ta Twoja babcia, taki kawał (na pewno ogromny kawał) wieźć szczątki własnego krewnego na własnych kolanach? Nie wyobrażam sobie tego w ogóle ;__; Jedyna myśl, jaka w związku z tym powstała w moim pustym łebie to ta, że jakby jej się przypadkiem z tego kartonika wysypał, to nawet nie byłoby co zbierać...
      (pójdę do piekła, jestem pewna)

      Och, to tyłek rośnie od sucharów? To tak wiele tłumaczy!
      (i upraszcza dietę! i znaczy, że mogę dalej wpierniczać czekoladę po nocach, yaaay!)

      Usuń
    2. Babcia wiozła wujka aż z USA. Jakkolwiek to był syn jej najstarszy, to zniosła to dość lajtowo. To ogólnie wyluzowana babcia była, po kimś musiałam odziedziczyć zajebistość, co nie? ;)
      "Pudełko" było zrobione z cienkiego drewna, to była lekka, przenośna, podróżna taka, urna. Przypuszczam, że gdyby babcia upuściła pakunek, to faktycznie mogliby mieć w tym samolocie wesoło.

      Tyłek rośnie od suchych dowcipów i od lania wody. Od czekolady miałby?!- NIGDY!

      Usuń
  2. Wujek mojej współlokatorki co jakiś czas wysyła jej zza grobu sms-y. Na ogół puste, czasem ze zlepkiem liter, ale ja nie tracę nadziei, że w końcu jej coś przekaże. Teraz to się śmiejemy, ale pierwszy sms po pogrzebie był powitany pełną grozy ciszą.

    Nowa ekipa fajna, ale to nie to, nie to... (starczy głos i pełne dezaprobaty kiwanie osiwiałą głową)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie gadaj ;__; Po takim doświadczeniu chyba wyrzuciłabym telefon przez okno, no po prostu nope.
      (w ogóle, co to jest, kampania komciania o strasznych historiach z życia wziętych? :P)

      Oj no weś D: Chodzi o to, że nowe pokolenie ma za łatwo i za duży basen? Czy może po prostu ten odcinek jest taki suchy i pisany na kolanie?

      Usuń
  3. Ojej, najpierw Mandark, a teraz Stefan :(
    Jako osoba nadmiernie przejmująca się wyglądem postaci z gier, ubolewam nad niemożliwością zmiany stroju do pracy. W ogóle, po co artystce strój do pracy? Powinna raczej poprzez sposób ubierania wyrażać siebie, podkreślać indywidualność, tego typu sprawy. I chyba coś przeoczyłam, dlaczego wyróżnia się strój oficjalny i na imprezę osobno? To nie było zawsze (w sensie w poprzednich częściach) to samo?
    Don Lotario w dwójce kręcił zarówno z Diną jak i Niną (a także Bellą i Kasandrą), więc niezbyt mogli być spokrewnieni, ale czy on nie jest za stary dla Emily? (Nie mam nic do różnicy wieku w związkach, tylko tak na logikę on powinien już być dawno na emeryturze... Pewnie dopadło go to samo, co Kasandrę.)
    A pokój Mandarka miał być przecież dla wnuka, no co oni.
    Śmierć w barze jest super. Ciekawe, czy on też się może zestarzeć. (Jeśli nie, to ja bym się pewnie nie powstrzymała i w którymś pokoleniu go wprowadziła do rodziny.)
    I ten obraz Lucy, chyba z wodospadem, śliczny jest.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Śmierć jest bezlitosnym skurczybykiem. Ale tak, chętnie bym go kiedyś dodała do rodziny, gdyby się udało. :D

      Co do stroju oficjalnego a na imprezę - też się za pierwszym razem zdziwiłam i nie widziałam różnicy, ale wygląda to teraz tak, że strój oficjalny zakłada się na oficjalne uroczystości (wesele, wyjście do ekskluzywnego klubu), a strój na imprezę zakłada się na, no cóż, imprezy (urodziny, potańcówki i takie tam).

      Nie znałam wcześniej Dona Lotario, i jego ewentualne pokrewieństwo z Kaliente wnioskowałam na podstawie faktu, że u nich mieszkał :D Nawet nie podejrzewałam, że jest tam tylko po to, żeby kręcić z Niną i Diną, a pewnie jeszcze i z Katriną (doczytałam jego dzieje na Simpedii, nic mnie już nie zdziwi). I chyba udzieliła mu się wieczna młodość Katriny, bo jest ciągle po prostu dorosłym i jakoś nie ma zamiaru się starzeć - no więc czemu przy okazji nie ma zaznać trochę szczęścia u boku... córki jednej ze swych kochanek, nie no, to faktycznie jest trochę obleśne xD

      Oj tam pokój, póki nie ma wnuka, to dziedzice korzystają z wolnej przestrzeni! (jak narobią dzieci to się skończy laba, hue hue hue)

      Usuń
    2. Uch, no przecież internet musiał się zepsuć akurat jak dodawałam komentarz, trzy razy, bo czemu by nie, cały tekst wcięło, a jak pisałam po raz kolejny, oczywiście musiałam o czymś zapomnieć. Konkretnie o randkach. No bo, tabela zadań do wykonania, serio? To takie sztywne i niefajne. A ja myślałam, że system z trójki jest stresujący.
      (Dopisałam, to teraz mogę spać spokojnie.)

      Usuń
    3. (blogger jest smętnym siusiakiem i zżera komentarze czasem; nauczył mnie kopiować sobie przed publikacją treść komcia, którego napisałam)

      Tak, w czwórce w ogóle chyba wszystkie eventy sprowadzają się do tabel z zadaniami - ale jak już się człowiek przyzwyczai i wie, jakich zadań może się spodziewać, to przestaje być tak sztywno. Jak w prawdziwym życiu :P

      A system z trójki to było zuooo, zawsze harmonogram randki był maksymalnie napięty i zabierał cały dzień - tu obiadek, tu potańcówka, tu jakieś kino, tu paczenie w gwiazdy, i jeszcze dobrze by było wpaść na drinka do domu, no i na deser puci - masakra xD

      Usuń
  4. Mandark nie żyje, Stefan nie żyje, Charlie nie żyje, nawet Mary nie żyje, a ta zołza Nina ma się dobrze? Tak być nie może! ;)
    W ogóle to najbardziej i tak jest mi żal Alice - tak dobrze mogłoby się jej ułożyć z Aleksandrem Ćwirem, a tu jakieś wredne challengowe Imperatywy :/
    No nic, czekam na ciąg dalszy :)

    OdpowiedzUsuń
  5. mnie rozwaliło zdanie o Emily i Don i ich jakże odmiennych priorytetach

    OdpowiedzUsuń

Fajnie, że jesteś! Możesz napisać mi komcia, korzystając z tego oto miniporadnika formatowania:

[b]tekst[/b] - pogrubienie
[i]tekst[/i] - kursywa
[a href="www.jakaśstrona.pl"]tekst[/a] - link ukryty

Zamiast nawiasów kwadratowych [] wstawiamy nawiasy ostre <>

Polecany post

Sims 4 - Legacy Challenge - prolog

Dziś będę odtwórcza  mam dla Was coś niesamowitego - Legacy Challenge dla Sims 4! Zainspirowana Projektem "Prokrastynacja" mego ...

Facebook

Blogger

Subscribe