Odkurzamy zelżałego blogaska, zatem czas na absolutnie nową serię, w której udowodnię swój nołlajfizm, foreveralonizm i nieznajomość angielskiego. Dziś zmagamy się z Eviebotem.
To, co pokażę Wam dzisiaj, miało być na Dzień Dziecka, czyli standard, jeśli chodzi o terminowość Lunatyczki. Nie roztkliwiajmy się jednak nad takimi detalami, jak moja nieumiejętność właściwego korzystania z kalendarza, czy też moja kolejna półroczna nieobecność w Internetach, bo oto przynoszę dzieło mego życia: śpiewnik z piosenkami z serialu Steven Universe!